Gdy
Mojżesz pasł owce swego teścia imieniem Jetro, kapłana Madianitów, zaprowadził
owce w głąb pustyni i doszedł do Góry Bożej Horeb. Wtedy ukazał mu się Anioł
Pański w płomieniu ognia, ze środka krzewu. Mojżesz widział, jak krzew płonął
ogniem, a nie spłonął od niego. Wtedy Mojżesz powiedział do siebie: «Podejdę,
żeby się przyjrzeć temu niezwykłemu zjawisku. Dlaczego krzew się nie spala?»
Gdy zaś Pan ujrzał, że podchodzi, by się przyjrzeć, zawołał Bóg do niego ze
środka krzewu: «Mojżeszu, Mojżeszu!» On zaś odpowiedział: «Oto jestem». Rzekł
mu Bóg: «Nie zbliżaj się tu! Zdejmij sandały z nóg, gdyż miejsce, na którym
stoisz, jest ziemią świętą». Powiedział jeszcze Pan: «Jestem Bogiem ojca twego,
Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba». Mojżesz zasłonił twarz, bał
się bowiem zwrócić oczy na Boga…
Spotkanie Mojżesza z
Bogiem na Horebie jest jednym z najbardziej zdumiewających wydarzeń Starego
Testamentu. Chcielibyśmy się zakraść u podnóża góry i kontemplować ten epizod
jako nasze – osobiste doświadczenie, przez które możemy wejść w Obłok Boskiego
Światła. „Wiara jest dowodem tych rzeczywistości, których nie widzimy” (Hbr
11,1). Nie musimy zazdrość Mojżeszowi tej łaski bycia naprzeciw Boga;
spoglądamy już na nią z perspektywy Nowego Testamentu i Chrystusa który na
innej górze przemienił się na oczach świadków, „a Jego odzienie stało się
lśniąco białe” (Łk 9,28). Mojżesz niczego innego nie pragnął jak tylko ujrzeć
Chwałę Bożą. Nosimy to samo pragnienie, choć pewnie nie potrafimy sobie
wyobrazić jak byśmy się zachowali w podobnej sytuacji. Droga Mojżesza na górę,
jest odtwarzana przez chrześcijaństwo nieustannie na sposób mistyczny. Człowiek
wiary musi przekroczyć siebie; porzucić na chwilę świat który go otacza, aby
wejść w chwilę zachwytu i ognia- ekstaza duszy.. Święty Grzegorz z Nyssy w
swoim dziele Żywot Mojżesza próbuje
wyjaśnić nam ten duchowy proces: „Prawdziwe widzenie i prawdziwe poznanie tego,
czego szukamy, polega właśnie na niewidzeniu, na świadomości, że nasz cel
przekracza wszelką wiedzę i jest wszędzie odgrodzony od nas ciemnością
niepoznawalności.” Niepoznawalność może być rozumiana jako nadmiar światła-
intensywność przeżycia zamykająca zmysł wzroku, a otwierająca oczy serca. Dionizy
Areopagita pisał: „I wtedy Mojżesz opuścił tych, którzy widzą, i to, co jest widzialne,
i wstąpił w prawdziwie mistyczną ciemność niewiedzy, w której wykluczył
wszystko, co pojmowalne przez wiedzę, i zanurzył się w tym, co całkowicie
nieuchwytne i niewidzialne, należąc cały do Tego, który jest ponad wszystkim, a
jednocześnie do niczego w ogóle; nie będąc ani sobą, ani kimś innym,
najwznioślej zjednoczony przez absolutną bierność niewiedzy z Tym, który jest
całkowicie niepoznawalny, i poznający ponad intelektem, przez absolutną
niewiedzę.” Chrześcijaństwo pójdzie jeszcze dalej, dzięki Symeonowi Nowemu
Teologowi, mistyka ciemności ustąpi miejsca mistyce światła. Płonący krzew,
stanie się jasnością Taboru promieniującą z przebóstwionego ciała
Bogaczłowieka. „Bóg jest światłością- powie Symeon- i widzenie Go przypomina
światło. Teolog ten odważy się postawić pytanie: „Czy jesteś moim Bogiem ?”- by
następnie usłyszeć odpowiedź: „Tak, Ja jestem Bogiem, który dla ciebie stał się
człowiekiem; Ja uczyniłem cię i uczynię, tak jak to widzisz, bogiem.” Mowa tu o
przebóstwieniu człowieka- utkanego niczym w kokonie nicą światłości. By przeżyć
przemienienie Jezusa, trzej uczniowie musieli przyjąć Jego zaproszenie,
zgadzając się na chwilowe odosobnienie, na opuszczenie codziennej
rzeczywistości, obowiązków i rozmaitych obowiązków. „Tam, gdzie szli nie było
niczego. Mieli jedynie wiarę w Jezusa i miłość do Niego. To właśnie one
prowadziły ich wzwyż” (M. Pennington). Miał rację Trubieckoj dostrzegając w
chrześcijaństwie zjednoczenie tego, co Boskie i ludzkie. Przemienienie
Chrystusa na Taborze dowodzi, że „prawdziwe źródło życia pewnego dnia
przyoblecze się w słońce; tego dnia, nasza relacja do słońca z zewnętrznej przemieni
się w wewnętrzną, a całe życie zostanie przepojone jego blaskiem, tak jak szaty
Chrystusa na górze Tabor.”