Jezus
wsiadł do łodzi, przeprawił się z powrotem i przyszedł do swego miasta. A oto
przynieśli Mu paralityka, leżącego na łożu. Jezus, widząc ich wiarę, rzekł do
paralityka: «Ufaj, synu! Odpuszczone są ci twoje grzechy». Na to pomyśleli
sobie niektórzy z uczonych w Piśmie: On bluźni. A Jezus, znając ich myśli,
rzekł: «Dlaczego złe myśli nurtują w waszych sercach? Cóż bowiem łatwiej jest
powiedzieć: „Odpuszczone są ci twoje grzechy”, czy też powiedzieć: „Wstań i
chodź!” Otóż żebyście wiedzieli, iż Syn Człowieczy ma na ziemi władzę
odpuszczania grzechów» – rzekł do paralityka: «Wstań, weź swoje łoże i idź do
swego domu!»
Mam wrażenie od
dłuższego czasu, że istnieje taka niebezpieczna tendencja psychologizowania
ludzkiego życia. Na każdy ludzki kryzys próbuje się odnaleźć adekwatne
antidotum na gruncie swoistego „eksperymentu psychologicznego”. To leczenie
dokonuje się często na zewnątrz w oparciu różne determinanty. Jest to jakaś
próba opowiadania o człowieku; szukania sposobu aby rozwiązać konkretne
problemy, ale niestety bardzo często na powierzchni. Z drugiej strony, nie
można bagatelizować roli współczesnych nauk, ale takie działania są niewystarczające,
szczególnie wtedy kiedy problem dotyka wnętrza i oddziaływuje na zewnątrz.
Terapia nigdy nie zastąpi spowiedzi, nie ma władzy rozgrzeszania i powiedzenia:
„Wstań i idź” lub „Bóg który cię kocha odpuszcza ci grzechy.” Prawdziwe
uzdrowienie dokonuje się w środku człowieka, ale ono ma wymiar o wiele głębszy
niż podręcznikowe - szkolne założenia. „Przez Chrystusa – powie św. Grzegorz z
Nazjanzu- odnowiona zostaje integralność naszej natury, przez to, co On
przedstawia topicznie, jako archetyp tego, czym my jesteśmy.” Proces
uzdrowienia i wychodzenia z szeroko rozumianych kryzysów, dokonuje się w
przestrzeni wiary – „Ufaj synu !” Jedna z modlitw przed spowiedzią brzmi
następująco: „Przyszedłeś do lekarza, nie odchodź więc, dopóki nie zostaniesz
uzdrowiony.” Już w tych słowach wyraża się pragnienie odzyskania na nowo
zdrowia; wewnętrzne przekonanie o tym, że Ten do którego przychodzę ma władzę zdjęcia
ciążącego balastu z dna mojej duszy. Święty Efrem pisał: „że początkiem
zbawienia jest poznanie samego siebie.” Inaczej mówiąc, chodzi o
uzewnętrznienie tego, co jest w człowieku paraliżujące, toksyczne, odbierające
wolność dziecka Bożego. Człowiek zdaniem mądrych i wypróbowanych w ascezie
Ojców, winien nieustannie badać swoje serce – dostrzegać to, co jest powodem
oddalenia od Boga. Chrześcijanie prawosławni ten rodzaj penetracji własnego
wnętrza określają mianem pokajania. Z pokajania rodzi się doskonały żal,
skrucha i łzy, a ostatecznie łaska uzdrowienia. Uznając siebie za grzesznika,
mając świadomość swojej niemocy, uznając stan własnego odseparowania od Niego –
wchodzimy na drogę wolności. Święty Izaak Syryjczyk wyrazi to w głębokich
słowach: „Znający swoje grzechy jest większy od tego, kto modlitwą wskrzesza
zmarłych. Kto wzdycha jedną godzinę nad swą duszą jest większy od tego, kto
służy całemu światu kontemplacją. Komu było dane zobaczyć samego siebie jest
większy od tego, komu dane było oglądać anioły.” Współczesny człowiek przestał
zastanawiać się nad stanem własnego wnętrza, zdaje się cierpieć na duchową
amnezję i wyparcie; przestał się posługiwać lekarstwem modlitwy. Współczesność
nazwała religię „zbiorową neurozą i chimeryczną deformacją życia”. Człowiek
nowoczesny i apatyczny wobec religii, poraniony szuka szczęścia gdzie indziej...
W konsekwencji przeszywającego bólu egzystencjalnego i zmagania duszy ląduje na
kuszetce pierwszego lepszego gabinetu. Ta szamotanina będzie trwała zaleczana
doraźnymi lekarstwami, do momentu kiedy modlitwa pozwoli mu poznać stan własnej
duszy.