Mk 6, 1-6
Jezus
przyszedł do swego rodzinnego miasta. A towarzyszyli Mu Jego uczniowie. Gdy zaś
nadszedł szabat, zaczął nauczać w synagodze; a wielu, przysłuchując się, pytało
ze zdziwieniem: «Skąd to u Niego? I co to za mądrość, która Mu jest dana? I
takie cuda dzieją się przez Jego ręce! Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a
brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego
siostry?» I powątpiewali o Nim. A Jezus mówił im: «Tylko w swojej ojczyźnie,
wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony». I nie
mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i
uzdrowił ich. Dziwił się też ich niedowiarstwu. Potem obchodził okoliczne wsie
i nauczał.
Miejsca związane z dzieciństwem i
dorastaniem odkrywa się z biegiem czasu inaczej. Powrotom do rodzinnego domu
zawsze towarzyszy atmosfera święta; rozpamiętywania ważnych momentów w których
to najbardziej banalne chwile przynoszą radość. Pewnie z takim samym bagażem
emocji powracał Chrystus w swoje rodzinne strony; rozpamiętywał miejsca i
sytuacje w swojej pamięci, przywoływał twarze bliskich mu osób. Te pogodne
uczucia w jednym momencie zostają zmącone przez ludzkie i pełne opozycji
lekceważenie. Jan pisał, że „nawet Jego bracia nie wierzyli w Niego”(J 7,15).
Co za afront ze strony najbliższych. Jednym słowem uważali Go za szaleńca podszywającego
się pod kogoś kim nie jest. Jednak Jego roszczeniom, by uznano Go za Mesjasza,
przeciwstawiają pogardliwą odmowę. „Do Chrystusa zmierza wszystko w Starym
Prawie” (Meliton z Sardes), ale oni nie byli wstanie wyjść poza szablon
powszechnego myślenia i spróbować choćby założyć, że Ten który do nich przemawia
jest kimś więcej niż synem cieśli. „Stworzyli w sobie pewien wizerunek Boga i
jeżeli objawia się tak, jak oni chcą, to dobrze. W przeciwnym razie, odrzucają
Go. Ich Bogiem był bożek i woleli sobie zachować bożka”. Złość połączona z
płytką, fanatyczną wiarą przybiera na sile i rodzi agresję; jak się czegoś lub
kogoś nie rozumie to najprościej chwycić za kamienie i rozwiązać problem po
swojemu. Dlatego Go wypędzają i wyraźnie artykułują, że już więcej Go tu nie
chcą. Jezus przechodzi między nimi, jest smutny, wygnany, ale nie uważa tej
sytuacji jako porażki. To mądra lekcja w której wyraża się prawa, iż „nie rzuca
się pereł pod wieprze”. Historia to opowieść o ludziach przyjmujących i
odrzucających Boga. Będzie musiało upłynąć jeszcze wiele czasu, żeby ludzie o
zatwardziałych sercach przybliżyli się do prawdy o Chrystusie. Dopiero jednak
chrześcijaństwo pozwoliło w całym kształcie poznać osobę Pana. „Jeśli Chrystus
jest Synem Boga i jeśli przyoblekliście się w Chrystusa- pisze św. J.
Chryzostom- jeśli macie w sobie Syna i przeobraziliście się w Niego przez
podobieństwo, to jesteście w pewnym sensie z Jego gatunku, a Jego pokrewieństwo
z Ojcem stało się waszym. Nie masz już Żyda, ani poganina, niewolnika, ani
wolnego, mężczyzny ani niewiasty. Wszyscy staliście się jedno w Jezusie
Chrystusie”. Zatem życie chrześcijanina jest upodobnieniem się do Niego,
uczestniczeniem w Jego życiu; a dokonuje się to najpierw przez poznanie i
miłość. „Złączywszy nas w ten sposób ze sobą, tworząc we wszystkim jedno z
nami, czyni swoim wszystko co jest nasze”(św. Grzegorz z Nyssy). Rozpoznać,
ukochać i pójść z Nim !