Mt 5, 13-16
Jezus
powiedział do swoich uczniów: «Wy jesteście solą ziemi. Lecz jeśli sól utraci
swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i
podeptanie przez ludzi. Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto
położone na górze. Nie zapala się też lampy i nie umieszcza pod korcem, ale na
świeczniku, aby świeciła wszystkim, którzy są w domu. Tak niech wasze światło
jaśnieje przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca
waszego, który jest w niebie».
Chrześcijanie od samego początku
dobrze zrozumieli słowa Chrystusa. Ich najważniejszym zadaniem było świadectwo
wiary, które miało nadać światu smak- niczym sól dodawana do potraw w kuchni,
oraz mieli być lampą rozświetlającą nasilające się ciemności. Jezus wskazuje
wszystkim wierzącym w przeszłości i teraźniejszości sens ich misji- mają być
mocą przemieniającą świat. Chrześcijaństwo bierne, słabe, zalęknione i
pozbawione smaku, wchodzi w stan obumarcia i wejścia w niepamięć. Chrześcijanie
muszą nieść świat na swoich ramionach, podtrzymywać go oddechem modlitwy;
zapalając światła nadziei tam, gdzie zdaje się wszystko ledwo tlić lub zostało
wypalone. „Religia powinna być siłą przemieniającą życie człowieka w jego
świecie. Kościół nie może zadowolić się wejściem na scenę wówczas, gdy inne
odcisnęły już swój ślad na współczesnym życiu. Powinien być stale silny, aby
przyczynić się do kształtowania życia” (J. Gomez). Dzisiaj tyle się mówi na
płaszczyźnie psychologii o modelowaniu własnego życia, rzeczywistości nas otaczającej,
o wykorzystaniu potencjału drzemiącego w ludziach. Człowiek wierzący ma
modelować egzystencję w taki sposób, aby nie stracić z oczu obrazu
Przemienionego Pana. Parafrazując słowa św. Pawła „My wszyscy z odsłoniętą
twarzą wpatrujemy się w jasność Pańską, która jest na obliczu Chrystusa” (2 Kor
3,18). Dlatego całe pokolenia chrześcijan umieszczały w kopułach i apsydach
świątyń ikonę Chrystusa Pantokratora, trzymającego księgę Ewangelii otwartą na
słowach: „Ja jestem Światłością świata”. Ten obraz nasycał ich duszę i wzrok
odwagą do wkraczania dumnie w świat- w rzeczywistość często wrogą i naznaczoną pełnym
perfidii i kłamstwa działaniem księcia ciemności. Dlatego Kościół krocząc wśród
cieni z podniesioną głową do góry, śpiewał: „Niech Twoja światłość jaśnieje na
twarzach Twoich świętych”. Posolone
Ogniem z wysoka całe rzesze świadków wiary uchylały niewidzialną zasłonę,
ukazując cudowny i skąpany w świetle świat Boga. „Ten, kto jest ze Mną jest
ogniem”- głosił wczesnochrześcijański apokryf. „Chrystianizm to życie w
Chrystusie, nie nakazy, a życie, ogień, tworzenie, oświecenie- mówił patriarcha
Atenagoras- Poprzez ufność odmienia się serce i tak powoli życie Zmartwychwstałego
wlewa się w nas”. Według Ojców Kościoła,
ochrzczeni, odziani w białe tuniki, okrywają się świetlistymi szatami
Chrystusa- himatia foteina- takimi,
jakie On ukazał podczas swego Przemienienia i w jakie był spowity, kiedy
zstąpił triumfalnie do otchłani wyprowadzając zranioną przez grzech ludzkość. Każdy
człowiek może stać solą i lampą- konserwując świat w miłości i rozświetlając właściwe
do pokonania ścieżki. Kiedy zaczniemy świecić światłem Chrystusa, wtedy inni
przyjdą do nas; będą chcieli być blisko naszego życia- ich twarze rozpromieni
blask prawdy. „Widziałem jak ludzie szarzy, brudni i brzydcy- niczym stare
szlachetne kamienie, z których zdejmie się warstwę kurzu i którym daje się
przez chwilę poleżeć w żywym cieple wnętrza dłoni- nagle rozbłyskują
promieniami światła” (P. Evdokimov). To zachęta dla każdego z nas, aby nie
stracić własnego życia na zasklepianiu się w lęku i gaszeniu świateł. Trzeba
się lękać chrześcijaństwa które przestało płonąć. Wiara ma być ogniem trawiącym
zło. Solą konserwującą i zachowującą świat, czyniąc go na powrót miejscem
przebywania Boga.