Bracia:
Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród tych, co pomarli. Ponieważ bowiem
przez człowieka przyszła śmierć, przez człowieka też dokona się
zmartwychwstanie. Jak w Adamie wszyscy umierają, tak też w Chrystusie wszyscy
będą ożywieni...
Z premedytacją pragnę
moich czytelników pomęczyć jeszcze tematem śmierci; dosłownie tak mało się o
niej mówi, a jedyną- choć karykaturalną jej twarz znamy z filmów grozy i
banalnych thrillerów przy których próbujemy się bać. W każdym bądź razie
chrześcijaństwo nie odpuściło sobie i nie zrezygnowało z opowiadania o śmierci.
Wspominałem już że cmentarze nastrajają do przemyśleń nad przemijaniem...,
chyba się za bardzo pospieszyłem z tą opinią. Wybrałem się wczoraj, uświęconą
tradycją ojców na nawiedzenie cmentarza. Tak na marginesie, w moim rodzinnym
mieście cmentarz i rynek są usytuowane blisko siebie; dosłownie przedziela je
ulica stanowiąca limes świata żywych i tych oczekujących na przebudzenie ze snu
śmierci. Wczorajsza wizyta na cmentarzu uświadomiła mi głęboko zamianę owych
miejsc; rynek przeniósł się do nekropolii, a w świecie umarłych zrobiło się tak
gęsto, duszno i niekomfortowo, że trudno byłoby usłyszeć apokaliptyczne trąby
zapowiadające dzień Sądu Ostatecznego. Ludzie niczym tragarze obładowani
zniczami, sztucznymi abakanami i nad wyraz wyhodowanymi kwiatami, (których egzystencja
jest równie wątpliwa jak „pobożna pamięć” spacerujących niekiedy raz do roku
przypominających sobie o swoich „nieobecnych” krewnych), przemierzali w jakimś
trudnym do opisania amoku wytyczone trakty komunikacji. „Równie samotnym jest
się wśród ludzi” (A. Exupery). Obserwowałem to zjawisko i towarzyszyły mi
jakieś tragikomiczne myśli. Tak jestem krytyczny, choć słowo irytacja lepiej by
odpowiadało jarmarcznemu pochodowi, czy rewii najnowszych modowych trendów,
które można z łatwością zaobserwować oszczędzając pieniądze na kolorowo
ilustrowanej prasie dla kobiet. Gdzieś nam się zaplątały priorytety w rozsądnym
przeżywaniu pamięci o bliskich zmarłych. Przysłoniliśmy ich naszym zaganianiem,
egocentryczną maską, banalnymi dyskusjami, pączkiem kupionym przed cmentarzem i
papierosem zapalonym w gronie rodziny (dla której cmentarz niejednokrotnie
staje się jedynym miejscem spotkania i wymiany kurtuazyjnych westchnień).
Refleksja o przemijaniu, śmierci i życiu wiecznym uleciała prędko poza komercyjne
propozycje tegorocznych mistrzów od marketingu. Jest szansa, że kolejne dni
przysporzą okazję do spokojnego nawiedzenia i modlitwy nieprzerywanej dyskusjami
o polityce, pieniądzach i atutach władzy rządzącej lub jej braków. Zagubił nam
się temat śmierci. Wróciłem do domu i na jednym wdechu przeczytałem felieton
Umberto Eco pt. Gdzie się podziała śmierć
? Autor wskazywał że dawniej dzięki religiom, mitom czy starożytnym
rytuałom śmierć, mimo że budziła lęk, była oswojona. Człowiek poprzez rzetelną
formację ludzką i religijną, potrafił bez trudu stanąć naprzeciw trumny z
ciałem zmarłego wyrażając bez rezerwy miłość i szacunek. Dla „dawnych ludzi”
pamięć o śmierci był czymś tak oczywistym jak celebracja miłości, przychodzenie
dzieci na świat, radość życia itd. Splatanie się tych wszystkich elementów
stanowiło przygotowanie- ćwiczenie na niezapowiedziane nadejście śmierci.
Dzisiaj wszystko wygląda inaczej. „Śmierć odbywa się z dala od nas, w
szpitalach; nie chodzi już się w kondukcie za trumną, nie patrzy się już na
zmarłych. Ale czy naprawdę nie patrzy się na zmarłych ? Cały czas na nich
patrzymy. Patrzymy, jak ich mózgi rozbryzgują na szybach taksówek, jak wylatują
w powietrze, jak dogorywają na chodnikach, jak opadają na dno morza w
betonowych butach, jak ich głowy toczą się po bruku. Ale to nie jesteśmy my ani
nasi najbliżsi, to tylko aktorzy. Śmierć stała się spektaklem, nawet wtedy gdy
w mediach słyszymy o jakiejś dziewczynce naprawdę zgwałconej czy zamordowanej
przez seryjnego zbójcę. Nie widzimy okaleczonego ciała, bo to by za bardzo
przypominało nam o śmierci. Pokazuje się nam tylko opłakujących ją przyjaciół,
składających kwiaty na miejscu zbrodni, albo wykazując się jeszcze większym
sadyzmem, dzwoni się do drzwi jej matki, by zapytać: Co Pani czuła, gdy
zamordowano pani córkę ?” Żeby zrekompensować poczucie stresu i ewentualnie
głęboką medytację o eschatologii, współczesność podążyła za wynaturzonym celtyckim
mitem, który zataczając krąg topograficzny spadł niczym amerykański prezent w
postaci Halloween. Jak zwykł mawiać
mój przyjaciel: „Głupi i bezrefleksyjni ludzie, którzy zamienili zdrowy
rozsądek na wypróżnioną z wnętrzności dynię z perfidnym uśmiechem.” Jako
człowiek wierzący nie pozwolę się ogłupić tymi komercyjno-okultystycznymi gadżetami.
Zdecydowanie bliższe są mi słowiańskie Dziady
które ze smakiem i głębią nakreślił na wieszcz Mickiewicz. Jedynie św. Paweł
wyprowadza mnie z tego kołowrotku pesymistycznego myślenia, odsłaniając
tajemnicę śmierci człowieka w ożywieniu które dokona się dzięki Chrystusowi.
Wszyscy zostaniemy ożywieni- taka dynamika i taki zgiełk jest jak najbardziej
pożądany. Na koniec oddaję głos św. Ambrożemu z Mediolanu: „Świat został
odkupiony przez śmierć Jednego. Chrystus bowiem mógłby nie umrzeć, gdyby zechciał.
Uznał jednak, że nie należy unikać śmierci jako bezużytecznej. Nie mógł
skuteczniej nas zbawić, jak właśnie umierając. Jego śmierć dała życie
wszystkim. Jego śmiercią jesteśmy naznaczeni. Jego śmierć ogłaszamy w modlitwie,
Jego śmierć przepowiadamy w czasie składania ofiary. Jego śmierć jest
sakramentem. Jego śmierć jest doroczną uroczystością świata.”