Anioł
poprowadził mnie ku bramie, która skierowana jest na wschód. I oto chwała Boga
Izraela przyszła od wschodu, a głos Jego był jak szum wielu wód, a ziemia
jaśniała od Jego chwały... I upadłem na twarz. A chwała Pańska weszła do
świątyni przez bramę, która wychodziła na wschód. Wtedy uniósł mnie duch i
zaniósł mnie na wewnętrzny dziedziniec. – A oto świątynia pełna była chwały
Pańskiej.
Człowiek spragniony
Boga szuka tam, gdzie sądzi że może Go znaleźć. Historia człowieka- a tym samym
dzieje Zbawienia naznaczone są mozolnym wędrowaniem ku Tajemnicy- wychodzeniem
ku zaspokojeniu największego pragnienia, jakim jest spotkanie z ukrytym Bogiem.
Patriarchowie przemierzali pustynie, a prorocy- nomadzi Bożej mądrości
kierowali swoje kroki ku Wschodowi, gdzie miało powstać jaśniejące oszałamiającym blaskiem Słońce
Dnia Nowego. Dopiero po wiekach chrześcijanie zrozumieją na czym polega
uwschodnienie- czyli orientacja własnego życia ku Bogu, tęsknota za rajskim
Edenem, wypatrywanie Ziemi Ocalenia i nasłuchiwanie kroków Tego, który ze
Wschodu miał przyjść w pełnym splendorze i triumfie. To Chrystus jest Słońcem
wychodzącym na horyzoncie Ziemi Obiecanej- Świątynią Chwały Bożej- jedyną
Bramą, przez która trzeba przejść, aby odkryć przemieniony i przekraczający
wyobraźnię świat Boga. Pierwsi chrześcijanie doskonale wiedzieli dlaczego
Wschód jest tak niezwykle ważny. Na Wschodzie Bóg stał się człowiekiem
(Wcielenie), tam dokonał dzieła Odkupienia (Męka i Zmartwychwstanie),
użyźniający dar Pięćdziesiątnicy- Obietnica Ojca, zszedł na Wschodzie, gdzie z
przerażonej wspólnoty apostołów zrodził się Kościół ewangelicznego posłania. W
końcu ze Wschodu miał w Paruzji przyjść Chrystus- jako Miłosierny Sędzia.
Architektura sakralna i modlitwa orientowała przez całe wieki kościoły wschodu
i zachodu, podtrzymując napięcie eschatologiczne wyrażone w wołaniu: Marana Tha
! „Tak pojmowana orientacja to przede wszystkim wyraz spoglądania na Chrystusa
jako na miejsce spotkanie między Bogiem a człowiekiem… Jednak to, że Chrystusa
odnajdujemy w symbolu wschodzącego słońca, odsyła nas do chrystologii
zdeterminowanej eschatologicznie. Słońce symbolizuje powracającego Pana,
ostateczny wschód Słońca historii. Modlić się, będąc zwróconym na Wschód,
oznacza wyjść naprzeciw nadchodzącego Chrystusa. Liturgia, która jest
ukierunkowana na Wschód, urzeczywistnia poniekąd pochód historii kroczącej w
kierunku swej przyszłości, nowego nieba i nowej ziemi, które w Chrystusie
wychodzą nam naprzeciw…”, pisał J. Ratzinger. Chrześcijanin zatem stając w
postawie modlitwy, wchodzi w perspektywę Orientu. Wyrażają to słowa Orygenesa,
stanowiące komentarz do modlitwy: „Skoro są cztery strony świata: północ,
południe, zachód i wschód, któż nie przyzna, że w czasie modlitwy winniśmy
patrzeć ku wschodowi na znak, że dusza wygląda wzejścia „prawdziwej światłości”
? Jeśli zaś ktoś woli modlić się w stronę otwartych drzwi, gdziekolwiek skierowanych,
i będzie twierdził, że widok nieba ma coś bardziej pociągającego niż widok
ściany, powiem mu, że dom może być różnie zwrócony, w zależności od ludzkich
zwyczajów, ale wschód ma z natury pierwszeństwo przed innymi stronami, i że to,
co jest naturalne, postawić należy przed tym, co umowne”. Zatem wypatrujmy wschodu
Słońca ! Pozostaje nam tęsknota i zdumienie obłaskawione ciepłymi promieniami.
Dostojewski pisał: „Stań się słońcem, a wszyscy cię zobaczą”. Wyglądamy
Orientu, aby stać się choćby drobinkami w cudownej teofanii Boga.