Jezus
powiedział do Nikodema: „Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego
dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne.
Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po
to, by świat został przez Niego zbawiony. Kto wierzy w Niego, nie podlega
potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię
Jednorodzonego Syna Bożego. A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat,
lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich
uczynki. Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie
zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków. Kto spełnia wymagania
prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w
Bogu”.
Jezus Chrystus
przyszedł na świat, abyśmy mieli życie wieczne- „Słowo stało się Ciałem”,
wkroczyło w historię świata, abyśmy mogli w pełni nie tylko kontemplować
prawdziwe oblicze Boga, i doświadczyć zbawienia- przez wypowiedzianą miłość, w
całkowitym darze z siebie. Nikodem w pierwszej chwili zderzył się z paradoksem,
niezrozumiałym dla jego semickiego sposobu myślenia. Syn Człowieczy, przychodzi
w tym celu, aby przywrócić zagubionemu i zranionemu przez grzech człowiekowi,
możliwość zjednoczenia się z Bogiem; przywrócenia edenicznej harmonii, która
była źródłem człowieczego szczęścia w raju. Jak napisał Włodzimierz Łosski: „W
ten sposób śmierć Chrystusa likwiduje przegrodę, którą grzech zbudował między
człowiekiem i Bogiem, a Jego Zmartwychwstanie wyrywa śmierci jej „oścień”. Bóg
zstępuje aby człowiek mógł wstępować do Boga”. Wyrażają to pełne głębi słowa św. Ireneusza z Lyonu, mówiące o afirmacji
człowieka- podniesieniu z ziemi ku innej relacji i sposobowi bytowania: „Bóg
stał się człowiekiem, aby człowiek mógł stać się bogiem”. Mamy tu do czynienia
z wielkim pragnieniem życia duchowego, którego momentem sposobnym, w kulminacyjnym momencie
duchowego wysiłku staje się, życie zanurzone w Bogu. To myślenie było obecne
wśród Chrystusowych uczniów; dlatego św. Piotr z właściwym dla siebie
przekonaniem napisał: „Przez nie zostały nam udzielone drogocenne i największe
obietnice, abyście przez nie stali się uczestnikami Boskiej natury…” (2 P 1,4).
Bóg przenika poza własną transcendencję: „Przebywa nagle i bez zmieszania
jednoczy się ze mną… Moje dłonie są dłońmi nieszczęśnika, lecz ta sama dłoń,
którą poruszam, jest zarazem dłonią Chrystusa”- powie św. Symeon. Człowiek
przemieniony Bożą Obecnością, zostaje przeniknięty światłem niewypowiedzianego
i nieuchwytnego dla oczu, nawiedzenia- przyjścia „Światła na świat”. To
zanurzenie w światłości, pozwala uchwycić misterium dokonanego i ciągle
dokonującego się piękna- „Przybywając w pobliże światłości, dusza staje się
światłem”. To nic innego, jak przemiana w Tego, którego głoszą nasze usta, ku
Któremu bije nasze serce…, sprawiając że wznosimy się ku górze- światłości,
gdzie wszystko zostanie rozświetlone blaskiem prawdy.