Po
rozmnożeniu chlebów, o zmierzchu uczniowie Jezusa zeszli nad jezioro i
wsiadłszy do łodzi przeprawili się przez nie do Ka-farnaum. Nastały już
ciemności, a Jezus jeszcze do nich nie przyszedł; jezioro burzyło się od
silnego wiatru. Gdy upłynęli około dwudziestu pięciu lub trzydziestu stadiów, ujrzeli
Jezusa kroczącego po jeziorze i zbliżającego się do łodzi. I przestraszyli się.
On zaś rzekł do nich: „To Ja jestem, nie bójcie się”. Chcieli Go zabrać do
łodzi, ale łódź znalazła się natychmiast przy brzegu, do którego zdążali.
Wczoraj pisałem o cudzie
rozmnożenia chlebów i ryb; próbując dostrzec w wydarzeniu nakarmienia słuchających
Go ludzi, nadzwyczajnej mocy Jezusa, zapowiadającej rzeczywistość spotkania w
Eucharystii. Kapitalnie scenę pożywania Chrystusa ( widzianą w przyniesionym darze chlebów i ryb),
komentuje homilia św. Leona Wielkiego, adresowana do chrześcijan, już dojrzale
przeżywających obecność Boga: „Kogo Chrystus przyjął i kto Chrystusa wziął w
siebie, nie jest już takim samym po chrzcie, jakim był przed chrztem świętym:
ciało odrodzonego staje się ciałem Ukrzyżowanego. Nie co innego sprawia
przystępowanie do Stołu Pańskiego, jak to, że przemieniamy się w Tego, którego
pożywamy”. Drugi dzień duchowych impresji; uczniowie nakarmieni i zadowoleni z
udanej ewangelizacji tłumu i sprawnie przeprowadzonej agapy, schodzą na nizinę,
aby uchwycić kolejną nadzwyczajną sytuację. Chrystus będzie mierzył odwagę i
percepcję apostołów do przyjęcia kolejnego cudu…, trochę mnie przyjemnego w
odbiorze. Do tych łamiących spekulacje rozumowe czynów Mistrza, można z
pewnością odnieść słowa św. Grzegorza Wielkiego: „Cuda naszego Pana i
Zbawiciela tak należy przyjmować, żeby wierzyć w to, co zostało spełnione, i
widzieć, iż one nas o czymś pouczają. Jego bowiem dzieła swą potęgą co innego
dokonują, a o czym mówią przez swe ukryte znaczenie”. Można się zapytać, jakie
to znaczenie dla życia uczniów miała rozszalała burza na jeziorze i chodzenie
Pana po wodzie. Czemu służyła ta próba odwagi ? Z pewnością samym uczniom
siedzącym w łodzi nie było do śmiechu, ani ta sytuacja nie powodowała wytrzeszczu
ich oczu z powodu szczęścia zobaczenia cudu. Oni się zwyczajnie bali; nie
pierwszy i nieostatni raz doświadczą tego paraliżującego uczucia: bezradni,
przerażeni, zaskoczeni faktem, budzącej grozę scenerii i Chrystusa całkowicie
zachowującego spokój- spacerującego jakby nic się nie stało, po wzburzonej od
wiatru wodzie. Ten obraz można ekstrapolować na naszą codzienność życia; nasze
życie przemierzamy w miarę spokojnie, ale kiedy nagle zaczyna się gwałtowne
zawirowanie, nagłe spiętrzenia…, wpadamy w panikę, wyczekując pomocy krzyczymy
na całe gardło: „ratunku”, „niech ktoś mnie zauważy”. To również metafora życia
duchowego; po błogostanie duchowych przeżyć przychodzą chwile trudnego
doświadczenia: lęku, bezradności, ciemności… Jedyne, co wtedy pozostaje zrobić-
to nasłuchiwać odgłosów „kroczącego po wodzie” Boga. „Chrześcijanin, który nie akceptuje ryzyka
zgubienia się, aby pozostać wiernym obowiązkowi zbawienia, nie jest godny
angażowania się po stronie Chrystusa”( ks. Mazzolari). W chwili podjęcia
ryzyka, przychodzi jednocześnie poczucie pokoju wewnętrznego, zalewającego wnętrze,
umożliwiające tym samym na przyjęcie z odwagą trudnego doświadczenia. „To Ja Jestem,
nie bójcie się”. WIERZYĆ TO ZNACZY CHODZIĆ PO WODZIE !