Nazajutrz
po rozmnożeniu chlebów lud, stojąc po drugiej stronie jeziora, spostrzegł, że
poza jedną łodzią nie było tam żadnej innej oraz że Jezus nie wsiadł do łodzi
razem ze swymi uczniami, lecz że Jego uczniowie odpłynęli sami. Tymczasem w
pobliże tego miejsca, gdzie spożyto chleb po modlitwie dziękczynnej Pana,
przypłynęły od Tyberiady inne łodzie. A kiedy ludzie z tłumu zauważyli, że nie
ma tam Jezusa, a także Jego uczniów, wsiedli do łodzi, przybyli do Kafarnaum i
tam szukali Jezusa. Gdy Go zaś odnaleźli na przeciwległym brzegu, rzekli do
Niego: „Rabbi, kiedy tu przybyłeś?” W odpowiedzi rzekł im Jezus: „Zaprawdę,
zaprawdę powiadam wam: Szukacie Mnie nie dlatego, żeście widzieli znaki, ale
dlatego, żeście jedli chleb do sytości. Troszczcie się nie o ten pokarm, który
ginie, ale o ten, który trwa na wieki, a który da wam Syn Człowieczy; Jego to
bowiem pieczęcią swą naznaczył Bóg Ojciec”. Oni zaś rzekli do Niego: „Cóż mamy
czynić, abyśmy wykonywali dzieła Boże?” Jezus odpowiadając, rzekł do nich: „Na
tym polega dzieło zamierzone przez Boga, abyście uwierzyli w Tego, którego On
posłał”.
Przyszliście dlatego,
ponieważ mogliście zaspokoić swój fizyczny głód ! A co z głodem duchowym, o
wiele bardziej zasysającym „organizm” ? Te słowa Jezusa mogą postawić człowieka
w pionie, odsłonić prawdziwą twarz wspólnoty wierzących, pokazać jak łatwo
można przesłonić to, co najbardziej istotne w chrześcijańskiej egzystencji. W
chrześcijaństwie nie można zagubić pewnego realizmu eschatologicznego-
zrozumienia, że Kościół to wydarzenie, w którym dokonuje się przejście Jezusa i
przeprowadzenie każdego z nas do innego sposobu myślenia i bytowania. Nie można
chrześcijaństwa pomylić z instytucją charytatywną (choć czyny miłosierdzia
stanowią pewien priorytet chrześcijańskiego rozumienia miłości praktycznej).
Kościół to nie jest partykularna filantropia, gdzie za pomocą szczelnie
skonstruowanych zasad można ubić dobry interes, a przy tym nie będzie żadnego
przecieku (przynajmniej może się, co niektórym tak wydawać- nic bardziej
mylnego). Dobrze to wyraził Bousset: „Kościół
nie ma tu zatem swojego mieszkania; nie zatrzymuje się, przechodzi. Jest
wędrowcem, nie buduje własnego siedliska. A swoje dzieci naucza, aby nie
przyzwyczajały się do życia tu, na ziemi, aby im budowały tu swojej siedziby;
ponieważ są jakby w gospodzie, przejazdem”. Wiara to nie jest pakiet, który
sobie możemy zakupić w prosperującym „towarzystwie ubezpieczeniowym”- z hasłem
niczym neon świecącym; w razie egzystencjalnego niepowodzenia- masz
zagwarantowane niebo. Naprawdę chrześcijaństwo jest o wiele bardziej radykalne
niż się komuś może zdawać. Oczywiście że każdemu spotkanemu człowiekowi mówię,
iż wiara przeżywana na serio, jest najlepszą życiową inwestycją oraz możliwością wbicia się
pomysł Pana Boga. Niesamowite są słowa jednego ze wschodnich teologów: Kościół
ma jeden fundamentalny cel- „przygotować świat na ostateczne przemienienie,
kiedy śmierć zostanie ostatecznie uśmiercona, a ludzkość i wszechświat, poprzez
łono Kościoła, narodzą się w Królestwie… W ten sposób Kościół objawia się jako
miejsce duchowe, w którym człowiek staje się terminatorem eucharystycznej
egzystencji, staje się autentycznie kapłanem i królem: dzięki liturgii odkrywa
świat przemieniony w Chrystusie i odtąd współpracuje przy jego ostatecznej metamorfozie”.
Ktoś może zapytać jak do tego dojrzeć, jak to ma się zrealizować w naszym
życiu. Odpowiedzi udziela sam Bóg- abyśmy uwierzyli w Tego, który jest posłany.