Zamiast pokusy zjedzenia słodkich ostatkowych
pączków, wróciłem do domu i poszperałem w albumach; szukałem inspiracji. W jednej
z książek zatrzymałem wzrok na reprodukcji ikony ilustrującej Przemienienie z greckiego rękopisu Jana
Cantacuzenosa, wzorowane na szesnastowiecznej mozaice z apsydy kościoła św.
Katarzyny na Synaju. Może to jakiś duchowy impuls, aby rozpoczynająca się lada
chwila wielkopostna droga nawrócenia przebiegała opromieniona światłem
przebóstwionego Chrystusa. W końcu na czymś trzeba skupić swego ducha i
ujarzmić wzrok świetlistością Raju. Clement twierdził, że wędrówka do „miejsca
serca” składa się z trzech następujących po sobie ważnych etapów. Pierwszym
jest metanoia, drugim ekstatyczne
zjednoczenie człowieka w tyglu łaski. Trzecim zaś uczestnictwo- w świetle góry
Tabor, w energiach Bożych, „dzięki osobowemu spotkaniu Chrystusa przed obliczem
Ojca w królestwie Ducha.” Ambitna droga
duchowego wzrostu ! Ktoś napisał kiedyś pracę o żartobliwym tytule: „Jakiego
koloru jest Boże Światło ?” Już w Enneadach
Plotyn zastanawiał się nad „pięknem ognia,” który jaśnieje podobny do idei.
W taki sposób Bóg będzie identyfikowany z cudownym blaskiem, niewiarygodnym
świetlistym potokiem łaski. Historycy sztuki będą łamali pióra prześcigając się
w opisywaniu tych barwnych iluminacji świetlnych; teolog zaś stanie w
zachwycie- opromieniony blaskiem Słońca. Kiedyś próbowałem zestawić wiele
przykładów ikon i mozaik ukazujących świetlistą mandorlę Chrystusa. Każde z
przedstawień było tak naprawdę inne- pomimo kanonicznej wykładni i
drobiazgowych instrukcji teologicznych dla natchnionych artystów. Na wielu
wersjach tego tematu, mandorla zdaje się być ciemna w centrum, stając się coraz
jaśniejszą ku brzegom, czyli dokładnie na odwrót w stosunku do tego, czego
byśmy się spodziewali po źródle światła, którego oddziaływanie jest tym słabsze
im bardziej od źródła. Promienie wysyłane niczym błyskawice stykają się z
szatami zdumionych apostołów, przeobrażając ich samych i wynosząc ich poznanie
na poziom na który nie byliby wstanie o własnych siłach się wdrapać. Zostają oni od
nadmiaru światła wprowadzeni w „niedotykalną
i niewidzialną ciemność”- posługując się myśleniem Pseudo Dionizego; stąd ich
zmieszanie, bezradność i fascynacją innym sposobem bytowania. Mistyka światła-
wyszeptają średniowieczni filozofowie prowadzeni za rękę przez Eriugenę. „Ciemność
Boża to niedosiężne światło, w którym jak się powiada, mieszka Bóg.” Na dwunastowiecznej
mozaice w Monreale nie dostrzeżemy już mandorli; bijący od Chrystusa promienie
to świetlistość utkana z złotej nici. Już teraz w pełni rozumiem westchnienie
św. Efrema Syryjczyka: „Kto mi przyjdzie z pomocą bym mógł się tobie przyjrzeć
słońce w którym mamy tyle znaków Pana.” Wizerunek Przemienionego Chrystusa-
Słońca zawiera w wypowiedziach Ojców Kościoła jedno ważne przesłanie. Opowiada
o ostatecznym zmartwychwstaniu Jego wyznawców. Jak powie św. Grzegorz z Nyssy „będziemy
świecić jak słońce.”