poniedziałek, 29 lutego 2016

Odszedł więc Naaman i zanurzył się siedem razy w Jordanie według słowa męża Bożego, a ciało jego na powrót stało się jak ciało małego dziecka i został oczyszczony. Wtedy wrócił do męża Bożego z całym orszakiem, wszedł i stanął przed nim, mówiąc: „Oto przekonałem się, że na całej ziemi nie ma Boga poza Izraelem” (2 Krl 5,14 ).
I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman” ( Łk 4,27 ).
Zestawione ze sobą dwa teksty z dzisiejszej liturgii słowa, podejmują temat wody i oczyszczenia z brudu grzechów. Kluczową postacią w obydwu opowiadaniach jest postać Naamana, który zanurzony w wodach Jordanu- staje się kimś zupełnie innym, przez wymiar rytualnego obmycia. Ten obraz niezwykle mocno koresponduje z treściami, które są stopniowo przez liturgię odsłaniane w czasie przeżywania Wielkiego Postu. Mamy położony silny akcent na przemianę życia- nawrócenie, a nade wszystko powrót do źródła łaski- jakim jest odradzające obmycie w Sakramencie Chrztu. To czas naszego powtórnego katechumenatu; dojrzałego i w pełni odpowiedzialnego odkrywania świadomości tego, kim tak naprawdę jestem. W tej indywidualnej refleksji pojawia się cała gama ważnych przemyśleń, które nie tylko pozwalają uchwycić sens wiary, ale stają się okazją do weryfikacji chrzcielnych postanowień. Chrześcijanin to człowiek, którego odrodzenie dokonało się ex aqua i ex Spiritu sancto (J 3,5-7). Dzięki zanurzeniu w sakramentalnym źródle staliśmy się kimś zupełnie innym, a jednocześnie pozostając ciągle tymi samymi ludźmi. Bardzo często w katechezie wczesnochrześcijańskiej jest mowa o utopieniu w wodzie starego człowieka- grzesznika, który odzyskuje ten edeniczny- święty status, umiłowanego dziecka i przyjaciela Boga. „Woda jako pierwiastek amorficzny, bezkształtny, jest medium przemiany, przejścia z jednej sfery bytu w drugą. Zanurzenie się w wodzie to poniekąd zstąpienie w chaos, oznaczające rozkład i śmierć; wynurzenie się odpowiada powrotowi do życia, odtworzenie pierwotnego stanu nienaruszalności lub zupełnie nowemu początkowi” (M. Eliade). Jeden z prawosławnych teologów pisał: „Chrzest jest „kąpielą wieczności”, a przez to zstąpienie, całkowitym powrotem do źródła, gdzie jego plazma otrzymuje prawdziwą postać na obraz Boży. Jest to odrodzenie naszej natury adamowej, którą Chrystus odnowił przez swe dzieło zbawienia. Śmierć- pogrzeb i życie, zostają przeniesione do symbolizmu chrztu”. Oddaje to niezwykle głęboko pewna luterańska modlitwa, towarzysząca sakramentalnym rytom chrztu dziecka: „W wodzie chrztu winno zatem utonąć wszystko, co dzieli nas od Boga. Z wody chrztu winien zmartwychwstać człowiek, który żyje z Chrystusem”. Chrzest zatem jawi się jako największe i najbardziej fundamentalne misterium wiary, w której materia świata staje się źródłem łaski i odsłania perspektywę nowego życia. Jak Noe ocalał z potopu dzięki drewnianej arce- ilustrują to malowidła na ścianach rzymskich katakumb- tak dzięki drzewu krzyża człowiek ochrzczony z znajduje wybawienie, dzięki wodzie chrzcielnej. Jesteśmy niczym biblijny Syryjczyk Naaman, zaproszeni do odkrycia duchowej siły, która w naszym przypadku jest konsekwencją zanurzenia w „chrzcielnym łonie Kościoła”.  
 

niedziela, 28 lutego 2016

Łk 13, 1-9
I opowiedział im następującą przypowieść: «Pewien człowiek miał zasadzony w swojej winnicy figowiec; przyszedł i szukał na nim owoców, ale nie znalazł. Rzekł więc do ogrodnika: „Oto już trzy lata, odkąd przychodzę i szukam owocu na tym figowcu, a nie znajduję. Wytnij go, po co jeszcze ziemię wyjaławia?” Lecz on mu odpowiedział: „Panie, jeszcze na ten rok go pozostaw, aż okopię go i obłożę nawozem; i może wyda owoc. A jeśli nie, w przyszłości możesz go wyciąć”».



Przypowieść opowiedziana przez Chrystusa, wydaje się niezwykle aktualna, a zarazem próbuje zweryfikować stan naszej wiary. Bóg jest tym, który przychodzi szukać owoców na naszym drzewie- w konarach naszego życia. Drzewo kwitnące lub obumarłe- to krajobraz naszego wnętrza- duchowości przeżywanej intensywnie, albo więdnącej- bezpłodnej. Ogród w który zostaje zasadzone drzewo- to przestrzeń naszego życia, w której może urzeczywistniać Królestwo Boże. Obraz zbudowany przez Chrystusa, jest przynagleniem do nawrócenia…, zmiany sposobu myślenia, zaowocowania czynami dobra. Bóg przychodzi do naszego życia, uważnie się rozgląda i bardzo często widzi pustkę, lenistwo, ospałość…, duchową atrofię- prowadzącą do śmierci. „Niestety nasze drzewo figowe nazbyt często rodzi rozczarowania, obfituje w niedotrzymane obietnice, w niespełnione oczekiwania”. Bóg za każdym razem daje jeszcze jedną szansę na poprawę tego stanu rzeczy. Pozostawia jeszcze na jakiś czas, aby człowiek poszedł po rozum do głowy i otworzył serce na łaskę nawrócenia. Nawrócone chrześcijaństwo powinno rozrosnąć się ku górze, pięknie i dumnie, tak jak wyraża to językiem poezji Rilke: „Więc wyobraźmy sobie to drzewo, co wzrastając w górę pień wznosi z ogromnych korzeni, a wieczny wiatr i ptaki przezeń przepływają…” Bóg jest cierpliwy i kochający, nie chce zatracać… Ale przyjdzie taki moment, gdzie wszystkie bonusy się skończą; a wtedy staniemy przez Nim zawstydzeni i przerażeni- owocujący lub bezmyślnie obumierający. Święty Paweł zachęca nas do odnowy wnętrza i zachęca do odszukania w sobie nowego człowieka. „A Bóg pokoju niech uświęca was ku doskonałości, a nienaruszony wasz Duch, dusza i ciało niech będą zachowane bez zarzutu na przyjście Pana naszego Jezusa Chrystusa” (1 Tes 5,23).
 

piątek, 26 lutego 2016

Mt 21, 33-43. 45-46
Jezus im rzekł: «Czy nigdy nie czytaliście w Piśmie: „Ten właśnie kamień, który odrzucili budujący, stał się głowicą węgła. Pan to sprawił, i jest cudem w naszych oczach”. Dlatego powiadam wam: królestwo Boże będzie wam zabrane, a dane narodowi, który wyda jego owoce». Arcykapłani i faryzeusze, słuchając Jego przypowieści, poznali, że o nich mówi. Toteż starali się Go pochwycić, lecz bali się tłumów, ponieważ miały Go za proroka.


Ten fragment o odrzuconym kamieniu stanowi element większej przypowieści Jezusa o właścicielu winnicy, który pragnie od pracowników wyegzekwować należność. Posyła do zbudowanych wyrobników swoje sługi, ale bez satysfakcjonujących rezultatów. Aby zaradzić zaistniałemu konfliktowi posyła swojego jedynego syna. Dzieje się tragedia, bowiem dziedzic zostaje zamordowany. Ten obraz stanowi wprowadzenie do mającego nadejść dzieła Odkupienia. Winnica to własność Boga, posłany syn- to Chrystus, zbuntowani pracownicy stanowią obraz Izraela, który odrzucił Mesjasza. Bez Boga człowiek jest równie martwy jak kamień. Kto jednak uwierzy w ów „żywy kamień”, którym jest Chrystus, ten również będzie „wbudowany w duchową świątynię”. Wspomniany w Psalmach kamień, najpierw odrzucony, a potem znów wzięty jako kamień wybrany, Jezus odnosi do samego siebie: „Każdy, kto upadnie na ten kamień, upadnie ku własnej zgubie, na Sądzie Ostatecznym zaś Chrystus- kamień skruszy swoich wrogów. Chrystus jest kamieniem jest „kamieniem upadku i skałą zgorszenia” (1 P 2,8). „Wiara decyduje o tym, czy Chrystus jako kamień będzie dla kogoś zbawieniem, czy też przyczyną wiecznego potępienia” (M. Lurker). To jest przesłanie szczególnie skierowane do chrześcijan, aby nie popełnić tej samej pomyłki nieprzyjęcia Boga do swojego życia, co Żydzi. „Bóg przyszedł do swoich, a swoi Go nie przyjęli”. Przyjście Boga w Chrystusie staje się największym wydarzeniem obdarowania; tylko człowiek jako jedyna istota, może nie chcieć z tego daru skorzystać. „Wiara jest odpowiedzią na tę kenotyczną postawę (uniżenie)- napisze Evdokimov. Właśnie dlatego, że człowiek może powiedzieć nie, jego tak rozbrzmiewa z całą mocą i należy do tego samego języka, co tak wypowiedziane przez Boga. Dlatego Bóg godzi się również z tym, że ludzie Go odrzucają, pomijają, zapominają o Nim, usuwają Go z jego własnego stworzenia”. Wcielenie potwierdza najbardziej radykalną postawę miłości Boga wobec obojętnego często człowieka. Niezwykle przejmująco oddają to słowa Mikołaja Kabasilasa: „Bóg ukazuje się i wyznaje swoją miłość… odtrącony, czeka przed drzwiami… Za całe dobro które uczynił, prosi w zamian tylko o naszą miłość; za to odpuszcza nam wszystkie długi”. Na nowo wyznać wiarę w Syna Człowieczego ! Tyle razy w czasie Eucharystii modliliśmy się słowami Setnika- „Panie, nie jestem godzien abyś przyszedł do mnie, ale powiedz tylko słowo, a będzie uzdrowiona dusza moja”. Niech dotrą do nas te słowa i przebiją się przez powłokę skamieniałego serca. Jeżeli w naszym życiu nie rozpoznamy Pana, to kiedyś On sam odwróci od nas swój wzrok i powie: Nie znam was, nie wiem kim jesteście !
 

czwartek, 25 lutego 2016

Jr 17, 5-10
Błogosławiony mąż, który pokłada ufność w Panu, i Pan jest jego nadzieją. Jest on podobny do drzewa zasadzonego nad wodą, co swe korzenie puszcza ku strumieniowi; nie obawia się, gdy nadejdzie upał, bo zachowa zielone liście; także w roku posuchy nie doznaje niepokoju i nie przestaje wydawać owoców.

Czasami dobrze powędrować w krainę symboli. Od pewnego czasu noszę w sobie takie przekonanie, że człowiek współczesny utracił coś z myślenia i odczuwania symbolicznego; nie potrafi już widzieć dalej, czy przekraczać świata, który postrzega tylko cielesnymi oczami. Symbole są niczym niewidzialne, lekko uchylone drzwi furtki, przez którą dobrze od czasu do czasu zajrzeć. To dowodzi, że żyjemy w wielopłaszczyznowej rzeczywistości ukrytych treści, które w sposób rzeczywisty oddziaływają na nasze życie. Człowiek od początku świata posiadał „skłonność” odkrywania tej drugiej- czasami enigmatycznej przestrzeni. Język Biblii jest tak głęboki, że prowadzi naszą wyobraźnię dzięki słowu- przekraczając znajome i bezpieczne dla nas przestrzenie rzeczywistości ze zdumiewającą łatwością. Ta szczególna Księga, może z wielką łatwością mówić o człowieku, jako kimś dla nas bliskim- stanowiącym lustrzane odbicie nas samych, odpowiadając oczywistej wiedzy którą posiadamy. Ale może przekroczyć ten punkt widzenia, i posłużyć się całkowicie innym wyobrażeniem, aby wskazać na inne- zaskakujące odsłony znaczeń. Prorok Jeremiasz porównuje życie człowieka do drzewa zasadzonego nad płynącą wodą. Człowiek- drzewo. To nie tylko piękna metafora, ale nade wszystko obraz duchowej przemiany- wewnętrznego rozkwitu. Dla ludzi wychowanych w kulturze Wschodu i wszechogarniającego krajobrazu pustyni; kwitnące drzewo zdaje się być czymś na tyle fascynującym, że nie sposób je nie odnieść do głębokiej, przenikniętej mistyką antropologii. W Księdze Hioba również spotykamy przyrównanie człowieka do młodych pędów, które wychylają się ku górze, ze ściętego wcześniej pnia drzewa. Drzewo jawi się w tym przypadku jako symbol duchowej wiosny- zmartwychwstania- „nowego stworzenia”. Drzewo również ewokuje cały szereg innych znaczeń. Pierwsze skojarzenie podsuwa myśl o drzewie, które zostaje wzięte na krzyż- atrybut osobistego uświęcenia i współprzeżywania cierpienia z Chrystusem; niesiony przez każdego chrześcijanina- niewidzialny znak wiary, zasada ludzkiej wartości życia: „Bo życie nasze ukryte jest z Chrystusem w Bogu”. Człowiek jest zasadzony drzewem w wielkim ogrodzie Boga. W centrum tego świata, staje inne drzewo- Krzyż- przywracając utracony niegdyś, edeniczny status doskonałości. Napisze św. Augustyn: „Krzyż Chrystusa zwrócił nam raj. Oto drzewo, które Pan wskazał Adamowi, by z niego spożywał, mówiąc o drzewie życia, które rosło pośrodku raju… Dlatego Pan w Chrystusie połączył ciało i drzewo, aby ustał odwieczny głód i przywrócona została łaska życia. O błogosławione drzewo Pana, na którym ukrzyżowane zostały grzechy wszystkich !” Jakie przesłanie płynie dla nas ? Powinniśmy zapuścić nasze korzenie w Bogu- przysiąść przy Drzewie Życia (poszukać cienia i duchowego wytchnienia). „Dotykamy wszystkiego, ale nas już nic, nie dotyka; intymność radości, intymność cierpienia, naszego i innych, poznajemy jedynie jako materię ułatwiającą odbiór spotów, których celem jest sprzedanie nam czegokolwiek. Nie wiemy już, co oznaczają tajemnica, czas, emocje, porywy prawdy poruszające nasze serce, ciągłe wzloty i upadki” (P. Sequeri). Potrzeba dotknięcia tego Chrystusowego „drzewa”, z którego został wyrzeźbiony nasz krzyż- nasycony smutkiem i szczęściem. Jesteśmy „drzewami” zasadzonymi w glebie, którą uprawia Bóg. Każdego dnia czerpiąc łapczywie swymi korzeniami źródła życia. Tym życiem jest Duch Święty- Źródło. Każdego dnia w wielkiej liturgii świata, kapłani w geście epiklezy wołają: „Uświęć te dary mocą swojego Ducha”. Uświęć drzewa, którym udzielasz tchnienia życia, aby wyrosły ku Niebu. To symboliczna opowieść o nas- drzewach zeschniętych i przebudzonych na nowo do życia.
 

środa, 24 lutego 2016

Mt 20, 26-28
Nie tak będzie u was. Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą. A kto by chciał być pierwszy między wami, niech będzie niewolnikiem waszym, tak jak Syn Człowieczy, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie jako okup za wielu».

Wczoraj pisałem o pokorze, jako elemencie niezwykle istotnym do bycia wiarygodnym uczniem Chrystusa. Poznajemy kolejne pragnie Mistrza względem swoich uczniów- bądźcie tymi ostatnimi w kolejce po zaszczyty i gratyfikacje- niczym słudzy, nawet więcej- niewolnicy. Wzór tej postawy służby odnajdujemy w Synu Człowieczym. Bóg wchodzi w historię świata jako sługa i niewolnik, przynoszący miłość i nie oczekując nic w zamian. Ojcowie Kościoła i myśliciele chrześcijańscy, odkrywali już w fakcie Wcielenia- całkowite ogołocenie, uniżenie- kenozę- skrajne upokorzenie Boga-Człowieka, którego finałem będzie największa manifestacja pokory i miłości wyrażona w  misterium Krzyża. „On istniejąc w postaci Bożej… ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi…, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci”- napisze św. Paweł Apostoł. Tam oblicze Boga wcielonego stało się obliczem Sługi w największym dramacie odrzucenia i bycia niezrozumiałym. „Nie miał On wdzięku ani blasku, aby na Niego popatrzeć, ani wyglądu, by się nam podobał” (Iz 53,2). W obrazie Cierpiącego Sługi Jahwe, zostaje wypowiedziana milcząca i wstrząsająca od wewnątrz ludzkie serca, katecheza miłości. Aprospos- Cierpiący Bóg, stał się jakby kimś, pozbawionym własnej twarzy; kimś niewidzialnym, wobec którego przechodzi się obojętnie. Kontemplując takie oblicze Chrystusa, można po ludzku, myśleć o przegranej, widząc to jako akt największej porażki. Ale tak naprawdę, cała ta beznadziejna sytuacja staje się najwspanialszym przesłaniem skierowanym do człowieka- zobacz, twój Bóg stał się nikim, abyś odkrył że dla Niego jesteś wszystkim. Nie jest to moment porażki, ale największego zwycięstwa. „Wtedy wszystko się odwraca, albowiem nic nie może oddzielić Ojca od Syna, Jego słowa. Wtedy wszystko zostaje pochłonięte przez życie. Wtedy poprzez śmierć ukazuje się piękno, które nie ma charakteru estetycznego w sensie kulturowym, które nie jest już dwuznaczne, ale utożsamia się z miłością. Odtąd, poprzez oblicze najbardziej zdegradowane, można przeczuć możliwość ikon- inne piękno, niepozwalające się wyalienować, piękno „człowieka ukrytego w głębi serca”, jak mówił apostoł Piotr” (O. Clement). W Ewangeliarzu Rabbuli z VI wieku została przedstawiona scena Ukrzyżowania Chrystusa. Widzimy martwe ciało Chrystusa- rozpostarte na drzewie kaźni; bok ugodzony włócznią. W tej scenie, jest pewien bardzo istotny szczegół- Ukrzyżowany ma szeroko otwarte oczy, które wskazują, iż żyje. Cierpiący Sługa, nie potrafi spoglądać inaczej, jak tylko oczami wypełnionymi po brzegi przebaczającą miłością- to najbardziej przemawiający obraz Bożej filantropii.
 

wtorek, 23 lutego 2016


Mt 23,1-12

 Największy z was niech będzie waszym sługą. Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony”.


To jedno lapidarne zdanie wypowiedziane przez Chrystusa do uczniów, wskazuje nie tylko na istotę chrześcijańskiej antropologii, ale nade wszystko na głęboki sens duchowy. Można śmiało powiedzieć, że pokora jest warunkiem sine qua non, każdego dobrego czynu. „Nie ma nic bardziej skutecznego, powie św. Augustyn, w stawianiu przeszkód dla miłosierdzia Bożego, jak brak pokory”. Chrześcijaństwo, które nie wciela pokory w swoim krwiobiegu życia, staje się hermetyczne, fałszywie dumne, egoistyczne, napuszone, pozbawione wrażliwości, skupione tylko na sobie; narzucając siebie,- bez przesłania miłości. Pan doskonale wiedział ,co będzie najlepszym weryfikatorem autentyczności Kościoła. „Pokora rodzi olbrzymów”- pisał Chesterson. Mamy być pokornymi olbrzymami, dźwigającymi niczym osły ciężary świata. „Pokora jest nie tylko warunkiem autentyczności i prawdziwości wszystkich cnót, lecz także warunkiem przemienienia w Chrystusie. Ale ma ona w sobie wysoką wartość, nadaje człowiekowi piękno” (D. Hildebrand). Droga naszego nawrócenia się, powinna rozpoczynać się od odkrywania swojej małości. Wielcy ludzie ducha- potrafili być jednocześnie niezwykle mali, niczym dzieci- mali bracia i siostry Jezusa (naśladujący Go w uniżeniu). Jest taka piękna modlitwa wyrażająca wdzięczność w czasie Eucharystii- celebrowanej w rycie wschodnim, poprzedzająca przyjęcie Komunii: „Jezusowi Chrystusowi, który przyszedł, aby zbawiać grzeszników, spośród ja jestem pierwszy”. Pokora- to uświadomienie sobie prawdy, że jestem grzesznikiem, żebrającym o uśmiech i miłość Boga.  

poniedziałek, 22 lutego 2016

Mt 16,13-19
Gdy Jezus przyszedł w okolice Cezarei Filipowej, pytał swych uczniów: „Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego?” A oni odpowiedzieli: „Jedni za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za Jeremiasza albo za jednego z proroków”. Jezus zapytał ich: „A wy za kogo Mnie uważacie?” Odpowiedział Szymon Piotr: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego”. Na to Jezus mu rzekł: „Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem ciało i krew nie objawiły ci tego, lecz Ojciec mój, który jest w niebie. Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr – Opoka, i na tej opoce zbuduję mój Kościół, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie”.

Każde postawione przez Chrystusa pytanie posiada swój ciężar gatunkowy. W Ewangelii nie spotkamy pytań błahych, banalnych, czy takich, na które można odpowiedzieć na jednym wydechu. Istnieją pytania trudne, głębokie, dotykające najbardziej skrytych obszarów ludzkiej duszy; a jednocześnie są to pytania na wskroś egzystencjalne, zmuszające do rewizji swojego dotychczasowego sposobu myślenia, czy działania. Z dzisiejszego opisu Ewangelii dowiadujemy się, że jedno z najważniejszych pytań zostało postawione przez Chrystusa uczniom w okolicach Cezarei Filipowej. W kontekście tak sformułowanego pytania, topografia odgrywa niezwykle ważne znaczenie. Oni nie weszli do Cezarei Filipowej- było to miasto pogańskie (skażone kultem bożków- nieczyste), o tym może dość dobrze dowiedzieć się ze źródeł historycznych. Miasto położne w pobliżu źródeł Jordanu w północnej Palestynie. Wybudowane przez tetrarchę Filipa w sąsiedztwie sanktuarium boga Pana, skąd wzięła się nazwa Panias lub Paneion. Na wąskim występie skalnym Herod Wielki wzniósł na cześć Augusta świątynię z białego marmuru, której ruiny możemy oglądać po dziś dzień. „Tutaj więc, na jednym z tarasów, skąd otwiera się szeroki widok na śnieżny Hebron lub na jeden z brzegów Jordanu, rozegrała się scena decydująca, scena ustalająca ostatecznie tę hierarchiczną zasadę przyszłego Kościoła…” W tak nakreślonej scenerii, Chrystus stawia uczniom, a jednocześnie każdemu chrześcijaninowi ( nie tracące nic ze swojej aktualności)  pytanie: „A wy za kogo Mnie uważacie ?” To pytanie ma w sobie o wiele głębszy ładunek treści, niż tylko taki, który miałby w odpowiedzi Piotra uzasadniać władzę przyszłych papieży. To pytanie kruszy posady serca każdego człowieka wierzącego. Aby przyjąć Syna Człowieczego, musi pojawić się odwaga zmierzenia się z tym pytaniem. Kim jest dla mnie Chrystus ? W odpowiedziach roztargnionych poszukiwaniem właściwej odpowiedzi uczniów i prawidłowo udzielonej odpowiedzi Piotra, możemy odnaleźć siebie samych- rozpostartych pomiędzy osobistą odpowiedzią wiary, lub ucieczką. Przychodzi taki moment, kiedy nie można uniknąć odpowiedzi. Ojciec Aleksander Mień w książce pt. „Syn Człowieczy”, napisał następująco: „Odpowiedzią  na wyznanie Piotra było proroctwo Jezusa o Kościele, który trwać będzie nawet wtedy, gdy wszystkie siły zła powstaną przeciwko niemu, a samego Szymona Jezus nazwał „Skałą”, na której zostanie zbudowany Kościół. Niezależnie od tego, jak się rozumie te słowa, trudno kwestionować fakt, że Pan powierzył apostołowi jakąś wyjątkową misję; dlatego w Kościele Piotr został uznany za „pierwszego z apostołów”. Choć z tego tekstu wcale nie wynika jakiś rodzaj supremacji, czy tendencja monopolizująca władzę nad kościołami. Chodzi o prymat miłości, wynikający z pasterskiej troski o Owczarnię. Jest w tym jakieś zmaganie i eklezjalna pokora, której braki dostrzegamy przez całe wieki historii Kościoła. Zakończę prowokacyjnym zdaniem o. Iwo Congara: „Kiedy zadaje mi się pytanie: Czy Jezus ustanowił papiestwo ? Mogę odpowiedzieć przez „Tak” lub „Nie”, przy czym owo „Nie” jest bardziej prawdopodobne niż „Tak”.
 

niedziela, 21 lutego 2016

Łk 9, 28b-36
Jezus wziął z sobą Piotra, Jana i Jakuba i wyszedł na górę, aby się modlić. Gdy się modlił, wygląd Jego twarzy się odmienił, a Jego odzienie stało się lśniąco białe. A oto dwóch mężów rozmawiało z Nim. Byli to Mojżesz i Eliasz. Ukazali się oni w chwale i mówili o Jego odejściu, którego miał dopełnić w Jeruzalem. Tymczasem Piotr i towarzysze snem byli zmorzeni. Gdy się ocknęli, ujrzeli Jego chwałę i obydwu mężów, stojących przy Nim. Gdy oni się z Nim rozstawali, Piotr rzekł do Jezusa: «Mistrzu, dobrze, że tu jesteśmy. Postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza». Nie wiedział bowiem, co mówi. Gdy jeszcze to mówił, pojawił się obłok i osłonił ich; zlękli się, gdy weszli w obłok. A z obłoku odezwał się głos: «To jest Syn mój, Wybrany, Jego słuchajcie!» W chwili gdy odezwał się ten głos, okazało się, że Jezus jest sam. A oni zachowali milczenie i w owym czasie nikomu nic nie opowiedzieli o tym, co zobaczyli.

Mam takie dwa ulubione fragmenty, które utrwala przekaz Ewangelii- Przemienienie i wskrzeszenie Łazarza. Zawsze kiedy czytam lub słucham tych opisów, to serce bije mi mocniej- niosą ogromny ładunek duchowego wzruszenia, a jednocześnie niezwykle mocno oddziaływają na wyobraźnie. Pozostańmy przy scenie Przemienienia. Szczególnie mocno wybrzmiewa to wydarzenie w czasie Wielkiego Postu. Wcale nie chodzi o jakiś epizod-przerywnik, wypełniony niematerialnym światłem przyobleczonego Chwałą Chrystusa. Raczej chodzi o coś na wskroś duchowego; odpowiadającego naszemu wspinaniu się na górę, aby uchwycić blask niewypowiedzianej tajemnicy życia. „Scena ta ma w sobie jakąś dziwną i niesamowitą wielkość. Wszyscy artyści na przestrzeni wieków czerpiący z niej natchnienie- czy będzie to florencki Fra Angelico, czy bizantyjski twórca mozaik z Dafni, czy romański rzeźbiarz La Charite- sur- Loire, czy miniaturzysta królowej Ingeborgi- podkreślają zawsze przerażone osłupienie i niezwykłe zmieszanie tych trzech nieszczęsnych ludzi, którzy wyrwani ze snu widzą nagle, że stoją w obecności Boga” (D. Rops). Tak skonstruowany duchowy obraz, widziany oczami i wyobraźnią późniejszych pokoleń, stanowi tylko nieudolną próbę przybliżenia się do tajemnicy, która całkowicie nas przekracza. Lęk i zdumienie, którego konsekwencją jest nasycająca serca uczniów radość- widzieliśmy Pana, który się objawił w całej pełni- Teofania. Doświadczenie prostych apostołów jest czymś w rodzaju epignozy- charyzmatycznej wiedzy uzyskanej przez boskie oświecenie (illuminatio ). Ponadracjonalna i pozapojęciowa intuicja uzyskana na drodze mistycznego doświadczenia bliskości Boga. Po raz pierwszy w historii zbawienia, Bóg stał się tak niewiarygodnie bliskim i uchwytnym ludzkim oczom. „Jeśli widzieć światłość oznacza być w światłości i uczestniczyć w Jego blasku, który ożywia”- napisze św. Ireneusz z Lyonu. Bóg jest światłością i daje siebie poznać poprzez emanującą z Jego boskiego ciała- światłość. A chrześcijanie skąpani w tym cudzie prześwietlającego wszystko daru, stają się dziećmi światłości- teomorficzność- uformowanie człowieka na „podobieństwo” Boga, zgodnie z patrystyczną zasadą: „Bóg stał się człowiekiem, aby człowiek stał się bogiem dzięki łasce”. Ta ekstatyczna chwila zanurzenia w boskiej światłości, przez całe wieki chrześcijaństwa- stanie się udziałem wielu świętych. Symeon Nowy Teolog, próbował w nieporadnych słowach dotknąć tej tajemnicy, kiedy pewnej nocy zalał go Boży blask. Kiedy odkrył, ze w światłości jest Chrystus, powiedział: „Zatem po raz pierwszy uznałeś mnie, marnotrawnego, za godnego, by słuchać Twojego głosu”. Wiele wieków później, podobne doświadczenie światłości stało się udziałem rosyjskiego starca- był nim św. Serafin Sarowski. Pewnego dnia Serafin wyjawił jednemu z przyjaciół, że w nim, w jego ciele, zamieszkuje dar Ducha Świętego. Motowiłow, bo tak nazywał się człowiek rozmawiający ze świętym ojcem, dowiedział się, że celem życia chrześcijańskiego jest zdobywanie Ducha Świętego. „Ale co to znaczy ?”- nalegał Motowiłow. „Popatrz na mnie”- odparł mu po prostu Serafin. Wtedy Motowiłow ujrzał stojącego w lesie na śniegu małego człowieka; jego twarz jaśniała jak słońce. Chrystus, nie tylko objawił się tylko tym trzem uprzywilejowanym uczniom- objawia się i będzie objawił tym, w których odkryje otwarte oczy serca i pokorę przyjęcia daru łaski. „My wszyscy z odsłoniętą twarzą wpatrujemy się w jasność Pańską…, upodobniamy się do Jego obrazu”. Potrzebne jest nam takie osobiste dotknięcie faktu, który miał miejsce na górze Tabor. Ono przywraca duchową równowagę i odnawia wiarę w to, co nadprzyrodzone i metalogiczne. Papież Leon Wielki komentując tę scenę, napisał coś szalenie ważnego również dla nas współczesnych uczniów. Wspomniał, że celem przemienienia było wyrwanie z duszy uczniów „zgorszenia krzyża”. Kiedy zderzymy się z krzyżem- spadającym na nas w postaci niezrozumienia, choroby, lęku przed śmiercią…, to wtedy przypomnijmy sobie przemienione oblicze Pana. Ten obraz jest niczym innym, jak zapowiedzią naszego zmartwychwstania i radości uczestnictwa w Światłości nieznającej zachodu- metamorfoza świata i ludzkości. „Niech światło Chrystusa chwalenie zmartwychwstałego rozproszy ciemności naszych serc i umysłów”.

sobota, 20 lutego 2016

Mt 5, 43-48
Jezus powiedział do swoich uczniów: «Słyszeliście, że powiedziano: „Będziesz miłował swego bliźniego”, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują, abyście się stali synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski».

Miłować bliźniego- to najprostsze do powiedzenia życzenie, a najtrudniejsze do wykonania zadanie. Chcąc odkryć prawdziwą duszę chrześcijaństwa, należy przejść po wewnętrznych tropach miłości… Prawdziwe oblicze uczniów Chrystusa, odsłania się w tym jednym poleceniu Mistrza- zacznij kochać ! Świat dzisiejszy nie chce nawet myśleć o takiej miłości, zawłaszczył sobie prawo do spłycania wszystkiego. „Dziś świat fascynuje się upadkami człowieka. Ludzie chcą podejrzeć grzech, pokazać grzech. Z detalami, z różnych ujęć. A wszystko w imię przekonania: taka jest prawda, tacy jesteśmy” (Pawlukiewicz). Jest takie mocne zdanie z filmu pt. „Misja”, gdzie ojciec Gabriel, dostrzegając nieuniknioną zagładę Indian Guarani, wypowiada dramatyczne słowa: „Nie chcę żyć w świecie, w którym nie ma miejsca na miłość”. Myślę, że potrzeba przywrócenia światu pragnienia miłości; szczególnie dzisiaj, gdzie ma miejsce nienawiść i przemoc, pogardzanie człowiekiem, bezdomność oraz odrzucenie. W różnych miejscach na świecie mamy do czynienia z eskalacją nienawiści, prawem pięści, gwałtem i niesprawiedliwością. Miłość, która powinna wypełniać po brzegi ludzkie serca, została zainfekowana wirusem pogardy, nieufności, wzajemnej wrogości… A przecież jak pisał Dostojewski: „Wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za siebie”, powołani do ukonkretnienia pragnienia Jezusa. Wypowiedzieć miłość…, wykrzyczeć ją na wszelkie możliwe sposoby ! Ile nam potrzeba dramatycznych obrazów śmierci, gwałtu, wylanych ludzkich łez ? Dla wielu ludzi to tylko zwyczajne widowisko, naturalnie selekcjonujące matematyczne rachuby. Takie przekonanie towarzyszy ludziom, których serca już dawno zostały opróżnione z miłości. Charles Peguy pisał: „Są tacy, którzy ponieważ nie należą do człowieka, myślą, że należą do Boga. Sądzą, że kochają Boga, ponieważ niczego nie kochają”. Słowa Ewangelii wymagają radykalizmu miłości: „Miłujcie waszych nieprzyjaciół…” Nienawiść jest czymś granicznym, destabilizującym człowieczeństwo- jest jak choroba paraliżująca stopniowo wszystkie najważniejsze organy. „Nienawiść to kwas siarkowy, który rozpuszcza wszelką formę dobroci, a każde subtelne uczucie przemienia w szorstkość i wrogość. Nienawiść to mroźny wiatr, który smaga duszę i utwierdza ją w nieubłagalnym pragnieniu zemsty”. Pragnę świata, w którym ostatnie słowo będzie należało do MIŁOŚCI !

piątek, 19 lutego 2016

Mt 5, 20-26
Jezus powiedział do swoich uczniów: «Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Słyszeliście, że powiedziano przodkom: „Nie zabijaj!”; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu: „Raka”, podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł: „Bezbożniku”, podlega karze piekła ognistego. Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam sobie przypomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar swój ofiaruj.

Ewangelia odsłania zakamarki ludzkiej duszy…, dotyka pokładów moralności, lub jej degradującego człowieczeństwo braku. Człowiek jest zagadką- może wznosić się ku wyżynom dobra, szybując na skrzydłach miłości lub paradoksalnie- kwestionować cały twórczy depozyt dobra, który nosi w sobie- podejmując choćby jeden nierozważny krok w stronę zła. Schelling podejmując filozoficzny problem ludzkiej wolności pisał: „W człowieku mieści się cała moc zasady ciemności i w nim także zarazem cała siła światła. W nim znajduje się najgłębsza przepaść i najwyższe niebo, czyli obydwa ośrodki”. Czy mamy tutaj jakiś dychotomiczny obraz człowieka rozpostartego pomiędzy dobrem i złem ? Czy może raczej nieuniknioną konieczność wyboru, pomiędzy sprawiedliwością a jej brakiem, afirmacją życia, a unicestwianiem- prowadzącym do postrzegania rzeczywistości w kategorii śmierci i paraliżującej pustki. Wolność może być demoniczna. Ci, wszyscy, którzy pragną iść drogą nieograniczonej wolności, odkryli, że ich życie przekracza miarę ludzi śmiertelnych: stali się jakby „demonami”. Tacy ludzie są jakby „opętani” i kończą tragicznie. Dostojewski wyrazi to w mocnych słowach: „Tu diabeł z Bogiem się zmaga, a polem bitwy jest serce człowiecze”. Mamy tu do czynienia z tragizmem ludzkiej wolności. Nie można odrzucić wolności, pozbawić siebie wyboru, czy odpowiedzialności za swoje decyzje. „Nie mamy wolności, by przestać być wolnymi” (P. Sartre). Nie dotykamy w tym miejscu jakiegoś pesymizmu antropologicznego, ale raczej nakreślamy kierunek ku uobecnianiu się siły miłości. Bowiem wolność poza Bogiem, stanowi totalną degradację człowieczeństwa, zaprzeczenie sobie…, a nawet może prowadzić do unicestwienia siebie. „Człowiek nieustannie przekracza własne człowieczeństwo”- to sformułowanie Pascala mówi nam o jednym, że sens bytu ludzkiego nie mieści się w nim samym, lecz że świat wartości definiuje jego istotę jako ciągłe przekraczanie siebie i wychodzenie ku drugiemu. W tej przestrzeni wolności, człowiek zostaje wezwany w swoim wnętrzu do urzeczywistniania dobra i nieustannego przebaczenia. Pozornie te dwa wymiary ludzkiego stawania się, sprawiają wrażenie ogromnego trudu- „przebaczenie jest najtrudniejszą miłością” (A. Schweitzer), ale w konsekwencji stanowią o maksymalizmie ludzkiej zdolności do przekraczania siebie i próbie naśladowania Chrystusa. Wolność w której dokonują się czyny miłości- jest wolnością chrystologiczną. To przekraczanie człowieczeństwa i identyfikowanie się z Chrystusem- pomimo ciągłych braków i zarysowań duszy, świadczy o solidarnej współodpowiedzialności. W tym wyraża się współczucie i miłosierdzie… Przesłanie dla nas- poruszające fasadą naszej wolności; kiedy przyjdzie do ciebie brat- pomóż mu, (nie chodzi o płytki altruizm), ale o miłość Chrystusa w tobie. Przyjmij z miłości do Chrystusa !  

czwartek, 18 lutego 2016

Mt 7, 7-12
Jezus powiedział do swoich uczniów: «Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Albowiem każdy, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą. Gdy któregoś z was syn prosi o chleb, czy jest taki, który poda mu kamień? Albo gdy prosi o rybę, czy poda mu węża? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, to o ileż bardziej Ojciec wasz, który jest w niebie, da to, co dobre, tym, którzy Go proszą. Wszystko więc, co chcielibyście, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie. Albowiem to jest istota Prawa i Proroków».

Już od najdawniejszych czasów w różnych religiach, wierzeniach…, pierwszą i dookreślającą cały zakres pragnień człowieka podejmującego modlitwę, była potrzeba. Człowiek zdeterminowany rozmaitymi sytuacjami wzywał wstawiennictwa i powierzał Bogu swoje życie. Czasami w modlitwie nie mamy do czynienia z motywem, który wynika z ludzkiego nieszczęścia, czy poczucia bezradności wobec nagle zaistniałej sytuacji. Istnieje próżna i egoistyczna „modlitwa prośby”- wynikająca z ludzkiej zachłanności i egoizmu. To smutne, ale dzisiaj bardzo wielu ludzi uprawia taki „interesowny dewocyjny monolog”- jak mi Boże, dasz dużo pieniędzy, to wtedy będę wierzył w Twoją obecność i będę skłonny do oddawania Tobie chwały (to postawa zaprzeczająca całkowicie rozumieniu modlitwy i zdrowej pobożności). Człowiek nie powinien na modlitwie traktować Boga, jako użytecznego wykonawcę wyśnionych zachcianek. Carrel w swojej książce pt. „Człowiek istota nieznana”, obnażył duchową patologię serca człowieka: „Jeśli zapytasz siebie, na co jest ukierunkowana twoja osobowość, zobaczysz, że język człowieka chciwego wysuwa się jak macki ku wszystkiemu, co jest na świecie jadalne; oczy człowieka ciekawego są jak macki rzucające się na wszystko i przywierające do wszystkiego wokoło; uszy człowieka wścibskiego rosną wzdłuż i wszerz, wysuwając się do przodu. Gdybyś trzymając się tego mógł narysować swój obraz, zobaczyłbyś, ze niewiele cennego pozostało z twojego wnętrza, ponieważ wszystko jest na zewnątrz”. Chrystus uczy nas jak się modlić i urzeczywistniać dobro. Modlitwa prośby polega na ufnym, bez pretensjonalnym powierzeniu swojego i innych życia Bogu. Tylko taka modlitwa odcina przytwierdzone do naszego „Ja” maski pazerności, pokusy zawłaszczenia rzeczy, wyrachowania i myślenia tylko o własnym losie. Modlitwa chrześcijanina odmawiana zawsze w Duchu Świętym- wypływająca z serca, oczyszczona z własnych projekcji, urzeczywistnia miłość. Bóg odpowie na taką modlitwę, ponieważ wie, czego nam, czy naszym bliźnim potrzeba. Tyko taka modlitwa rodzi miłość, otwiera dłonie do rozdawnictwa własnego czasu, życia, czy powszedniego chleba. Święty Jan z Kronsztadu mówił: „Skąd bierze się to, że szczera modlitwa jest skuteczna ? Z tego, że ja, ściśle złączony z Bogiem na modlitwie kształtuję jednego ducha z Nim i że poprzez wiarę i miłość łączę w sobie tych, za których się modlę; Duch Święty, który we mnie działa, działa także w i nich w tym samym momencie, gdyż to On dokonuje wszystkiego”.

środa, 17 lutego 2016

Łk 11, 29-32
Gdy tłumy się gromadziły, Jezus zaczął mówić: «To plemię jest plemieniem przewrotnym. Żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku Jonasza. Jak bowiem Jonasz stał się znakiem dla mieszkańców Niniwy, tak będzie Syn Człowieczy dla tego plemienia. Królowa z południa powstanie na sądzie przeciw ludziom tego plemienia i potępi ich; ponieważ ona z krańców ziemi przybyła słuchać mądrości Salomona, a oto tu jest coś więcej niż Salomon. Ludzie z Niniwy powstaną na sądzie przeciw temu plemieniu i potępią je; ponieważ oni dzięki nawoływaniu Jonasza się nawrócili, a oto tu jest coś więcej niż Jonasz».

Sztuka wczesnochrześcijańska przedstawiała bardzo często historię proroka Jonasza. Pierwsi chrześcijanie widzieli dalej i głębiej. Malowidła ukazujące niezwykle barwną i pełną pobocznych wątków historię człowieka uciekającego przed realizacją Bożego zadania, stanowiły o wiele bardziej złożony przekaz. W opowiadaniu o człowieku połkniętym przez rybę i wyplutym na brzeg po trzech dniach, widziano nade wszystko symboliczny obraz spoczywania Chrystusa w łonie ziemi (grobie), w którym przebudził się ze stanu śmierci i wyszedł zwycięski. Descendit ad inferos- zwycięstwo nad śmiercią. To przebywanie Chrystusa w grobie, następnie wielki pochód życia- zstąpienie do otchłani, ogołociło piekło i zatriumfowało życie. Mamy do czynienia z Misterium, które wymyka się ludzkiej zdolności poznania. Tylko serce człowieka może w sposób właściwy i dyskretny przybliżyć się do „aktu nowego stworzenia”. Uchylają to wydarzenie, niczym zasłonę apokryficzne refleksje ludzi głęboko wierzących: „I Król chwały, pełen majestatu, miażdżąc śmierć nogą chwycił szatana i ogołocił piekło z całej jego mocy. I przyprowadził Adama na światłość. I On, Pan powiedział: Przyjdźcie do mnie, wszyscy świeci moi, wy którzy byliście obrazem i wyobrażeniem moim”. Podobnie interpretuje to św. Jan Damasceński: „Przebóstwiona dusza Pana zstąpiła do otchłani, aby- skoro dla mieszkańców ziemi wzeszło  „Słońce sprawiedliwości” i również tam pod ziemią, „siedzącym w ciemnościach i w cieniu śmierci”, zanieść światłość… A uwolniwszy w ten sposób zamkniętych w więzieniu od wieków, zaraz potem powstał z martwych, torując i nam drogę do zmartwychwstania”. W ślad za tą duchową intuicją podąża przekaz wielkosobotniej liturgii. Tylko podniosłe słowa hymnów wielkanocnych oddają cały splendor najważniejszej ze wszystkich celebracji liturgicznych. Obwieszczają to pełne uniesienia teksty: „Χριστὸς ἀνέστη ἐκ νεκρῶν,θανάτῳ θάνατον πατήσας, καὶ τοῖς ἐν τοῖς μνήμασι, ζωὴν χαρισάμενος!” Jesteśmy zaproszeni do kontemplacji życia, które objawia się w zwycięskim Chrystusie. Będziemy to w sposób szczególny przeżywać w Święto Paschy- kiedy to światło Chrystusa chwalebnie zmartwychwstałego rozproszy ciemności naszych serc i umysłów. Do tego trzeba się dobrze przygotować, pomocować ze sobą, jak biblijny Jonasz- aby finalnie dostrzec wielki plan Boga. 

wtorek, 16 lutego 2016

Mt 6, 7-15
Jezus powiedział do swoich uczniów: «Modląc się, nie bądźcie gadatliwi jak poganie. Oni myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani. Nie bądźcie podobni do nich! Albowiem wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, zanim jeszcze Go poprosicie. Wy zatem tak się módlcie: Ojcze nasz, który jesteś w niebie, niech się święci Twoje imię! Niech przyjdzie Twoje królestwo; niech Twoja wola się spełnia na ziemi, tak jak w niebie. Naszego chleba powszedniego daj nam dzisiaj; i przebacz nam nasze winy, tak jak i my przebaczamy tym, którzy przeciw nam zawinili; i nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie, ale nas zachowaj od złego.

Najpiękniejszą modlitwą jaka nieprzerwanie rozbrzmiewa na ustach chrześcijan, jest zwrócenie się do Ojca (Abba- Tatusiu). Nie ma drugiej i tak głębokiej modlitwy, która zawierałaby syntezę wszystkich ludzkich pragnień. Ten utkany ze słów dialog, który powierzył nam Chrystus, stanowi najpełniejsze wzniesienie serca ku Bogu. W swoich bardzo prostych, ludzkich słowach jest ona naznaczona tajemnicą Trójcy Świętej. „Modlitwa Pańska jest częścią odwiecznego zamiaru Boga i wypłynęła z łona Przenajświętszej Trójcy. Dobrze pomyśleć o niej jak o bez-, poza- i ponadczasowym szepcie, bliskim Milczenia, w którym odwiecznie spowite było, jest i będzie współbytowanie Ojca, Syna i Ducha. Wcielony Syn całym swoim istnieniem w każdym jego momencie i na przestrzeni całego swego ziemskiego życia wypowiedział, w mocy Ducha, ów ponadsłowny i niewypowiedziany szept miłości skierowany do Ojca, który streścił w słowie „Abba” (M. Bielawski). Te słowa pozostawił nam- swoim uczniom, zaproszonym do kontemplacji miłosiernego serca Ojca. W każdym z tych trzech pragnień- wyszeptanych przez proszące usta- wyryty jest plan miłości Ojca, ekonomia zbawienia, jaką On realizuje, dając nam swojego Syna i rozlewając Ducha. Święty Augustyn w swoim komentarzu pisał: „Ojcze nasz jest spojrzeniem na samego Boga, wielkim płomieniem miłości. Dusza roztapia się w nim i pogrąża w świętym miłowaniu oraz ufnie, ze szczególną i pobożną czułością, rozmawia z Bogiem jak ze swoim własnym Ojcem”. W trzech pierwszych prośbach wchodzimy w świat Boga- interesujemy się Nim i stają się nam bliskie Jego przemożne zamiary. Trzy podrywy serca, których konsekwencją jest słowne wzniesienie gmachu uwielbienia. „Święć się imię Twoje…”. Jean Corbon napisze odważnie: „Kto by się ośmielił bez nieświadomości prosić Boga w Bogu ?” Potrzeba niesamowitej synowskiej odwagi, aby usta podążyły za biciem serca. „Na dowód tego, ze jesteście synami, Bóg wysłał do serc naszych Ducha Syna swego, który woła: Abba Ojcze !” (Ga 4,6). Czas Wielkiego Postu jakoś naturalnie nastraja nasze serca do częstszej i głębszej modlitwy. Odnajdźmy trochę czasu, aby każde słowo- tej codziennej modlitwy- wewnętrznie rozważyć, zatrzymać się nad nim, pozwolić aby ogarnęło wnętrze. Wielu chrześcijan modli się tym słowami szybko, mechanicznie, przechodząc dalej- jakby odhaczając dobrze spełniony obowiązek. Czasami dobrze stanąć przed Bogiem w pozycji dziecka, wyciągnąć dłonie i wyszeptać spokojnie, jedno najbardziej głębokie słowo: Tatusiu !

poniedziałek, 15 lutego 2016

 Mt 25, 31-46
Jezus powiedział do swoich uczniów: «Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale, a z Nim wszyscy aniołowie, wtedy zasiądzie na swoim tronie pełnym chwały. I zgromadzą się przed Nim wszystkie narody, a On oddzieli jednych ludzi od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów. Owce postawi po prawej, a kozły po swojej lewej stronie. Wtedy odezwie się Król do tych po prawej stronie: „Pójdźcie, błogosławieni u Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane dla was od założenia świata! Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie”. Wówczas zapytają sprawiedliwi: „Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? Albo spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię, lub nagim i przyodzialiśmy Cię? Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie?” A Król im odpowie: „Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnie uczyniliście”…

Maiestas Domini- Chrystus triumfujący przychodzący na końcu czasów (Paruzja), otoczony atrybutami chwały. Stary Testament również opowiadał o objawiającym się, transcendentnym Bogu, dającym się poznać w uroczystej teofanii- określano to „uzewnętrznienie” się Boga, hebrajskim terminem Kabod Jahwe. Można to rozumieć jako objawienie się Chwały Boga. Tradycja chrześcijańska czerpiąc ze starotestamentalnych idei Boga objawiającego się, przetransponowała wiele elementów do przedstawień Chrystusa- przychodzącego jako kosmicznego władcy, tronującego na sklepieniu niebios i dokonującego sądu nad światem. Przedmiotem sądu staje się ludzkość- każdy człowiek opieczętowany znakiem krzyża, skierowany ku prawej lub lewej drodze. Wybór zależy od człowieka, a potwierdzeniem wierności jest miłość do Boga- konkretyzująca się w aktach miłości bliźniego. Ewangelia posługuje się obrazem rozdzielenia owieczek od kozłów. „Nie ma jednak doskonałych świętych, podobnie jak w każdym grzeszniku istnieje kilka ziaren dobra. W tym świetle pojęcie sądu trzeba rozumieć jako sąd wewnętrzny, nie jest to oddzielenie jednych ludzi od drugich, ale podział biegnący przez wnętrze każdego człowieka”. W pojęciu zbawienia nie ma żadnego elementu jurydycznego, to nie jest wyrok sądu. Ewangelia, którą czytamy ma poruszyć nasze sumienie- tu nie chodzi o wzbudzenie paraliżującego lęku. Bóg nie jest dewastatorem i mściwym sędzią. „Po hebrajsku zbawienie yecha, oznacza całkowite wyzwolenie, a w grece przymiotnik soso odpowiada łacińskiemu sanus i oznacza przywrócenie do zdrowia. Wyrażenie „twoja wiara cię zbawiła” jest równoznaczne z wyrażeniem: „Twoja wiara cię uzdrowiła”. Chrystus przychodzi do swojej własności jako uobecnienie największej miłości i pierwszym pytaniem, które postawi człowiekowi- będzie pytaniem o miłość. Święty Izaak Syryjczyk pisał: Miłość w wymiarze eschatologicznym „staje się cierpieniem u potępionych i radością u błogosławionych”. Kozły ustawione po lewej stronie drogi, to bardzo plastyczny obraz tych ludzi, którzy okazali się niezdolni do wejścia z Nim w relację, odpowiedzenia na miłość Boga (na tym polega dramat piekła- „wieczna” separacja od Źródła Miłości). Jakie jest przesłanie dla nas ? Jedynym, najbardziej fundamentalnym zadaniem chrześcijaństwa, jest uobecnienie w świecie miłości- przez ludzi, dla ludzi, w ludziach. Wszystkie inne sprawy powinny pozostać w cieniu. Twarze ludzi głęboko wierzących powinna rozświetlać miłość- tylko taka jest wstanie zmienić oblicze świata. Jesteśmy zaproszeni do świadectwa miłości- „Amor ergo sum”. W kontekście Chrystusowego pytania o miłość, niezwykle świeżo i mocno wybrzmiewają słowa średniowiecznej mistyczki Julianny z Norwich: „Duchowe pragnienie Chrystusa skończy się kiedyś. To gorące pragnienie miłości trwać będzie, aż staniemy się Jego świadkami na Sądzie Ostatecznym, ponieważ część wybranych mających być radością i szczęściem dla Jezusa przez wieczność całą, jest jeszcze na ziemi, a po nas przyjdą inni jeszcze. Jezus żywi gorące pragnienie, by wszystkich posiadać w sobie, dla swojego szczęścia…”

niedziela, 14 lutego 2016

Łk 4, 1-13
Pełen Ducha Świętego, powrócił Jezus znad Jordanu, a wiedziony był przez Ducha na pustyni czterdzieści dni, i był kuszony przez diabła.

Ewangelia w pierwszą Niedzielę Wielkiego Postu, przenosi nas na pustynię. Kuszenie na pustyni stanowi wprowadzenie do publicznej misji Jezusa. To nie tylko miejsce osamotnienia i śmierci, ale nade wszystko próby. „Pustynia jest miejscem, w którym rzeczywistość zostaje pozbawiona pozorów, zostaje ogołocona z tego, co przelotne, i sprowadzona do tego, co istotne, niezbędne”. Na pustyni dokonują się pierwsze i najbardziej zwycięskie duchowo rekolekcje Chrystusa. Każdy człowiek wierzący podążając za Bogiem, w jakimś momencie będzie musiał doświadczyć pustyni. W ten sposób pustynia stanie się najbardziej wyrazistą przestrzenią spotkania z Bogiem. Święty Grzegorz z Nyssy, pisał: „Nie zabraknie nigdy bezkresnej przestrzeni dla tego, który biegnie do Pana”. To przejście przez cały szereg podszeptów, pokus, rozczarowań i zwątpień- tym jest permanentne kuszenie demona, przez całe wieki historii. Ojciec kłamstwa będzie czynił wszystko, aby człowiek zwątpił w Boga. „Asceza pustyni jest ogromną psychoanalizą, za którą idzie psychozynteza uniwersalnej duszy ludzkiej. Genialny komentator, Orygenes porównuje pustynię do jaskini Platona. Pustynia z cały arsenałem fantasmagorii jest teatrem cieni, grającym przedstawienie ludziom i demonom, tyle że cienie nie odbijają rzeczywistości na zewnątrz jaskini, lecz są projekcją wewnętrznego świata człowieka”. W czasie wiekopostnej drogi nawrócenia, trzeba zderzyć się ze swoimi ukrytymi lękami- obnażyć najbardziej skryte i paraliżujące duszę zło. „Ten, kto zobaczył siebie takim, jaki jest, i kto dostrzegł swój grzech, jest większy niż ten, kto wskrzesza umarłych”. Chrystus podejmuje walkę z diabłem i odrzuca pokusy, wytyczając drogę dla każdego z nas- porzucić rozpacz i odnaleźć w sobie odwagę bycia wolnym. Pan przyszedł, aby przez misterium Paschy, pokonać moce, które zniewalają człowieka i ukazać perspektywę nowego życia. „Oto dałem wam władzę stąpania po całej potędze przeciwnika” (Łk 10,10). Pustynia wymaga od każdego z nas ogołocenia i bezgranicznego zaufania Bogu. Rzeczywistość w której żyjemy, bardzo łatwo może stać się miejscem próby i osamotnienia- egzaminem chrześcijańskiej nadziei, i nieustannej modlitwy. „Dopiero w ostatecznej głębi duszy, gdzie nie dociera już zgiełkliwa krzątanina, odsłania się człowiekowi wielkość i ryzyko jego własnego bytu, jego istnienie między niebem a piekłem, Bogiem a szatanem. Droga przez pustynię jest drogą Chrystusa”.

sobota, 13 lutego 2016

Łk 5, 27-32
Jezus zobaczył celnika, imieniem Lewi, siedzącego na komorze celnej. Rzekł do niego: «Pójdź za Mną!» On zostawił wszystko, wstał i z Nim poszedł. Potem Lewi wydał dla Niego wielkie przyjęcie u siebie w domu; a był spory tłum celników oraz innych ludzi, którzy zasiadali z nimi do stołu. Na to szemrali faryzeusze i uczeni ich w Piśmie, mówiąc do Jego uczniów: «Dlaczego jecie i pijecie z celnikami i grzesznikami?» Lecz Jezus im odpowiedział: «Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem powołać do nawrócenia się sprawiedliwych, lecz grzeszników».


Zdarzają się takie chwile w życie, gdzie trzeba stanąć sam na sam z Bogiem. To trudny moment. W jednej chwili wszystko może się kotłować w głowie i sercu. W takim momencie grunt sypie się pod nogami, a poczucie równowagi, ulatuje niczym dym z komina. Takich sytuacji nie można przewidzieć, nie można być na nie przygotowanym. Czy Lewi siedząc w komorze celnej przypuszczał, że Chrystus pofatyguje się osobiście, aby do niego przyjść. To była ostatnia myśl, która i tak wydawała się szaleństwem. Pomimo obecności innych osób, to co się dokonało z tym człowiekiem, było czymś najbardziej intymnym. Konwersacja pomiędzy grzesznikiem a Bogiem, dokonywała się w głębi serca- nieuchwytna dla bezimiennych i przypadkowych ludzi. Oni ciekawsko obserwowali zaistniałą sytuację, ale żaden z nich nie potrafił się przedrzeć do środka- gdzie miłość Boga przelewała się przez wnętrze celnika. Chrystus przywraca Lewiemu autentyczność. Jego twarz, spojrzenie, reakcja, pierwszy raz wydają się zupełnie naturalne…, nie musi już grać kogoś, kim nie jest. Poborca pieniędzy raczej nie był sympatycznym urzędnikiem, który z uśmiechem od ucha do ucha wykonywał swoją profesję- musiał być twardy, arogancki, a nade wszystko, skuteczny w swoim fachu. Chrystus zdjął z jego twarzy maskę- przywrócił mu utracone człowieczeństwo, pozwolił uwierzyć w dobro i przebaczenie. Pan przynosi przebaczenie i nowe zadanie człowiekowi, którego skandaliczna profesja skazywała na społeczny ostracyzm oraz nienawiść. Wszyscy jesteśmy grzesznikami, którzy kamuflując się, próbują zretuszować swoje grzechy i przewinienia. „Wszyscy nosimy tak gruby makijaż duchowy, że prawie straciliśmy naszą twarz. Ale wiara przychodzi tylko wtedy gdy stoimy twarzą w twarz”. Tylko człowiek niezwykle pokorny, jest zdolny do stanięcia naprzeciw Boga i powiedzenia: zmiłuj się nade mną i uzdrów moje serce ! Święty Teofan Rekluz podsuwa nam mądrą   duchową radę: „Pokajaj się i zwróć do Boga, uznaj swoje grzechy i opłakuj je z serdeczną skrucha, a później wyznaj je przed twoim ojcem duchowym. Obiecaj w sercu, przed obliczem Pana, że nie chcesz już więcej obrażać Go swoimi grzechami”.

piątek, 12 lutego 2016

Mt 9,14-15
Po powrocie Jezusa z krainy Gadareńczyków podeszli do Niego uczniowie Jana i zapytali: „Dlaczego my i faryzeusze dużo pościmy, Twoi zaś uczniowie nie poszczą?” Jezus im rzekł: „Czy goście weselni mogą się smucić, dopóki oblubieniec jest z nimi? Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im oblubieńca, a wtedy będą pościć”.
Przeżywanie postu, osobista asceza i próba mocowania się ze swoimi słabościami powinna być wypełniona szczęściem; ponieważ wszystkie nasze duchowe wysiłki mają o tyle sens, o ile jest w nich szczera miłość do Boga. Chrystus stanowi centrum i źródło szczęścia. W procesie nawrócenia, nie można zagubić tego najważniejszego- obecności Chrystusa. Post jako samo zmaganie się ze sobą, na nic się zda, jeśli wpierw nie będzie pogłębiał naszej wewnętrznej relacji do Boga. Post- zakłada wewnętrzną szamotaninę ze sobą, jest zdemaskowaniem siebie w świetle Ewangelii. Zdejmuję wszystkie nałożone przeze mnie maski, aby na mojej twarzy odbiło się zmartwychwstałe oblicze Boga. „To, co jest przyczyną najgłębszych cierpień, jest zarazem źródłem twoich największych radości” (Exupery). Dlatego czas nawrócenia porównuje się do wyjścia na pustynię- aby Kościół (Oblubienica), odkrył miłość Chrystusa (Oblubieńca). Bóg nas będzie nieustannie przekonywał o swojej miłości, mówił do naszych serc i cierpliwie czekał na pierwszy nasz ruch. To będzie trwało do momentu kiedy sami zrozumiemy, że już jesteśmy inni- odmienieni Jego miłością. „Post jest próbą, poprzez którą osobowość wyzbywa się swojego Ja. Jest to ćwiczenie, w czasie którego Ja musi zostać odrzucone przez całą istotę, aby mu się mogła oprzeć. Można więc uznać post za akt miłości wyższego rzędu, za fizyczny sposób wejścia w doświadczenie krzyża, stanowiący integralną część tego doświadczenia” (o. Maskine). W chrześcijaństwie najważniejszy jest post, który otwiera wnętrze na przestrzeń wolności; wyrzucam i separuję się od tego, co nie pozwala mi żyć w łasce. Święty Bazyli udziela nam mądrych pouczeń: „Wraz z postem cielesnym powinien u nas być post duchowy… Przy poście duchowym dusza powstrzymuje się od złych zamysłów, uczynków i słów. Naprawdę poszczący wstrzymuje język od pustych i brudnych słów, oszczerstw, osądzania innych, chytrości, kłamstwa… Wobec tego prawdziwie pości ten, kto usuwa z siebie wszelkie zło”.

czwartek, 11 lutego 2016

Łk 9, 22-25
Jezus powiedział do swoich uczniów: «Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez starszyznę, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; zostanie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie». Potem mówił do wszystkich: «Jeśli ktoś chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa. Bo cóż za korzyść dla człowieka, jeśli cały świat zyska, a siebie zatraci lub szkodę poniesie?»
Czas wielkopostnego nawrócenia i przepełniona nadzieją kontemplacja Krzyża, pozwala chrześcijanom odkryć najbardziej wiarygodne i przepełnione miłością oblicze Boga-Człowieka. Filanthropos- Przyjaciel człowieka, którego oblicze wzgardzone, oplute, odrzucone, zaświadcza o największej miłości. Krzyż Chrystusa, staje się wyrazem tej irracjonalnej, bezprecedensowej „szalonej miłości”. Tylko taka perspektywa odsłania nam prawdziwy sens Odkupienia. Mamy do czynienia z przeobrażającą człowieka i świat manifestacja miłości. Ten nurt miłości wypływający z ran Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego Baranka- ożywia, uświęca, stygmatyzuje, przebóstwia zranionego grzechem człowieka. Bóg przez krzyż schodzi do najbardziej infernalnej przestrzeni ludzkiego świata, aby swoją obecnością rozświetlić mroki absurdu i zwątpienia. Ludzkość może przyjąć to terapeutyczne zstąpienie miłości lub odrzucić. Rosyjski myśliciel Bierdiajew pisał: „Chrystus przyszedł na świat, jako uniżony, nie w chwale, był w świecie incognito i to było Jego kenozą”. Ale owocem tego upokorzenia i wyniszczenia, staje się największe zwycięstwo. Dlatego Krzyż splata w sobie dwa aspekty: niewypowiedziane cierpienie, które wydaje się po ludzku nie do uniesienia i triumf życia rozkwitającego, tak jak pokazują to wschodnie ikony krzyża. „Bóg króluje z drzewa życia”. Pokazuje swoje rany, niczym trofea zdobyte w boju i nieustannie przekonuje człowieka o miłości. „Ukrzyżowany solidaryzuje się ze wszystkimi tymi, którzy z własnej winy zostali pozbawieni Ducha i doświadczyli wygnania- oddzielenia od Boga. Właśnie tak, Syn ukrzyżowany umożliwia grzesznikom pogodzenie się z Ojcem dzięki darowi Ducha wylanego na Niego podczas Paschy, i przez Niego, Zmartwychwstałego, danego wszelkiemu ciału”. Bóg w sposób najbardziej maksymalny wypowiedział nam miłość. A gdzie jest człowiek ze swoim krzyżem ? Chrześcijaństwo dzisiaj wstydzi się krzyża, który jest niewygodny, nieprzyjemny, demaskujący, wymagający określonych postaw. „Ubi est Crux mea ?” –pyta mały chłopiec z pewnego malowidła. Chciałby pobiec za grupą szczęśliwych ludzi, podążających za Chrystusem dźwigającym na plecach smutki świata. Gdzieś zagubiliśmy krzyż. Jesteśmy reprezentantami chrześcijaństwa wypalonego, wątpiącego, zbutwiałego, pozbawionego duchowej witalności. Wielu ludzi wierzących wyrzuciło krzyż ze swojej mikroprzestrzeni. W mieszkaniach ludzi ochrzczonych zamiast znaku zbawienia i dumy, wiszą afrykańskie maski i talizmany, stoją statuetki Buddy i palą się pogańskie kadzidełka, infekujące okultyzmem przestrzeń życiową. To wszystko świadczy o duchowej pustce, rozkładowi duszy i rozpaczliwemu poszukiwaniu duchowego świata. Z oddali słychać tylko demoniczny śmiech największego prześmiewcy i plagiatora Boga. Jedynym antidotum na ten stan rzeczy, jest przylgniecie do krzyża Zbawiciela. Postawić krzyż w centrum swojego życia- przylgnąć do niego i prosić o wskrzeszającą do na powrót  do życia miłość. Pragnę to rozważanie zakończyć słowami modlitwy eucharystycznej o tajemnicy pojednania: „Ty nieustannie wzywasz grzeszników do odnowy w Twoim Duchu i najpełniej objawiasz swoją wszechmoc w łasce przebaczenia. Wiele razy ludzie łamali Twoje przymierze, a Ty zamiast ich opuścić zawarłeś z nimi nowe przymierze przez Jezusa, Twojego Syna i naszego Odkupiciela… Nam także dajesz cza pojednania i pokoju, abyśmy polecając się jedynie Twojemu miłosierdziu odnaleźli drogę powrotu do Ciebie, otwierając się na działanie Ducha Świętego nowym życiem żyli w Chrystusie, wychwalali nieprzerwanie Twoje imię i służyli braciom”.  

środa, 10 lutego 2016

Wielki Post- czas łaski


W imię Chrystusa prosimy: pojednajcie się z Bogiem. On to dla nas grzechem uczynił Tego, który nie znał grzechu, abyśmy się stali w Nim sprawiedliwością Bożą (2 Kor 5, 20-21).

Czas biegnie nieubłaganie; jeszcze niedawno wnosiliśmy uroczyście figurkę Dzieciątka Jezus- kontemplując misterium Wcielenia, a dzisiaj ogołoceni przez słowo Boga wychodzimy na pustynię. Wielki Post- to czas wędrówki i zmagania, mistycznej egzaltacji i dosięgania głębin własnej grzeszności, którą niejednokrotnie odkrywamy w sobie jako nasz oścień. Za każdym razem kiedy próbuję reżyserować sobie ten czas duchowej wiosny; zawsze wychodzi inaczej niż sobie założyłem. Kiedy pragnę odnaleźć w sobie „grzesznika- pokutnika”, Bóg pokazuje mi krajobrazy szczęścia. Znowu kiedy zaczynam czuć się bezpieczny w moim mieszkaniu wiary- natrafiam na chropowaty krzyż. Wielu ludzi błędnie uważa, iż czas Wielkiego Postu, to tylko mocowanie się z sobą. Rekolekcyjni kaznodzieje często utwierdzają nas w tym przekonaniu, naklejając niewidzialna etykietkę następującej treści: Jesteś grzesznikiem. Niech umrze w tobie grzech ! To są ważne treści, ale nie można skoncentrować się tylko na pokajaniu i wyrzucaniu sobie wszystkich świństw. Kiedyś jedna kobieta zrobiła mi taki wyrzut. „Proszę księdza. Chciałabym kiedyś przyjść do kościoła i usłyszeć z ambony choć raz, że Bóg mnie kocha. Ciągle tylko czuję się mieszana z błotem- wiecznie tylko o tej grzeszności”. Wielu ludzi w swojej codzienności, każdego dnia dźwiga różne krzyże- czują ich ciężar i gorycz. Dokładając im koleje poprzeczki- można przyczynić się do duchowej depresji. „Człowiek jest istotą sprzeczną i paradoksalną, mieszczącą w sobie krańcowe przeciwieństwa. Jest on istotą wzniosłą i upadłą, słabą i silną, wolną i zniewoloną. Jego korzenie są w niebie, w Bogu, ale i w otchłani, w „meonicznej” wolności, bezdni” (J. Krasicki). Tylko takie spojrzenie umożliwia realistyczne widzenie siebie, a jednocześnie zanurza naprawczo w nurcie łaski, którą udziela Bóg. Post, to czas łaski- duchowego wzrostu, podźwignięcia się wzwyż; uchwycenia w sobie wewnętrznego piękna i poczucia, że Bóg jest szalenie we mnie zakochany. Ta nasza wędrówka przez pustynie, musi mieć swoje postoje- małe oazy wytchnienia i spokoju. Reżyser Andrzej Tarkowski napisał mądre słowa: „Dokądkolwiek się wybieramy, zawsze w gruncie rzeczy będziemy szukali własnej duszy.” Mamy poszukać swojej duszy, to znaczy mojego własnego wewnętrznego świata w którym Bóg Ukrzyżowany i Zmartwychwstały, dokonuje naszego duchowego odrodzenia. W tym czasie mamy odpocząć, wyciszyć się…, przestać biec na oślep. „Odpocząć. To znaczy począć się na nowo”- pisał Norwid. Wydobyć z siebie nowego człowieka, narodzonego z Ducha Świętego. Tak powinno wyglądać powstanie z kolan. Jest takie mądre opowiadanie zaczerpnięte z mądrości chasydów. Rabbi Bunam powiedział do swoich uczniów: „Każdy z was powinien mieć dwie kieszenie i w razie potrzeby sięgnąć do jednej albo drugiej; a w prawej kieszeni leżą słowa: Dla mnie stworzono świat, a w lewej: Jestem pyłem i prochem”. Na tym polega chrześcijańska metanoia; odkryć w sobie człowieka, który jest chwałą Boga. A z drugiej strony potrafi zobaczyć siebie jak proch- nicość, kogoś kto bez Boga jest bezradnym i zagubionym dzieckiem. Uchwycenie środka tak rozumianej antropologii, przewraca wszystko i odnawia życie wiary. Aby to wszystko ogarnąć umysłem i sercem, trzeba się przybliżyć do Krzyża. Podkreślam stanowczo, nie chodzi o dewocyjny doloryzm, czy sentymentalną wycieczkę w przeszłość na Golgotę. Nie powinno być miejsca na „gorzkie żale”. Chodzi o krzyż, który zostaje wbity w sam środek mojego serca. Baranek, który na nim zawisł, poi mnie strugami swojej miłości- taka jest prawda o Krzyżu. Z tej perspektywy rozpościera się krajobraz ocalenia. Bóg doświadczył odrzucenia i wyniszczenia, abyśmy zrozumieli na czym polega bezinteresowna miłość. Jak powie w swojej katechezie św. Cyryl Jerozolimski: „Nie umarł wbrew swej woli ani też nie został ofiarą przemocy, ale uczynił to dobrowolnie… Z własnej woli przyjął na siebie mękę, radując się wspaniałym dziełem, ciesząc się przyszłym triumfem i weseląc z powodu zbawienia ludzi. Nie wstydził się krzyża, bo przezeń dawał życie światu…” Nastał czas duchowej wiosny. Nie bądźmy smutni, przygnębieni czy osieroceni. Odkryjmy Krzyż, który emanuje światłem. Krzyż, który wyzwala od zwątpienia i bezradności. „Krzyż jest początkiem nieba”- tylko po nim możemy się wdrapać wyżej.

wtorek, 9 lutego 2016

1 Krl 8,22-23.27-30
Salomon stanął przed ołtarzem Pana wobec całego zgromadzenia izraelskiego i wyciągnąwszy ręce do nieba, rzekł: „O Panie, Boże Izraela! Nie ma takiego Boga jak Ty ani w górze na niebie, ani w dole na ziemi, tak zachowującego przymierze i łaskę względem Twoich sług, którzy czczą Cię z całego swego serca. Czy jednak naprawdę zamieszka Bóg na ziemi? Przecież niebo i niebiosa najwyższe nie mogą Cię objąć, a tym mniej ta świątynia, którą zbudowałem. Zważ więc na modlitwę Twego sługi i jego błaganie, o Panie, Boże mój, i wysłuchaj to wołanie i tę modlitwę, w której dziś Twój sługa stara się ubłagać Cię o to, aby w nocy i w dzień Twoje oczy patrzyły na tę świątynię. Jest to miejsce, o którym powiedziałeś: «Tam będzie moje imię», tak aby wysłuchać modlitwę, którą zanosi Twój sługa na tym miejscu.
Poruszająca i wypełniona teologicznymi natchnienia jest modlitwa Salomona. Nawet tak mądry władca musiał zderzyć się z paradoksami wiary- Czy naprawdę Bóg zamieszka na ziemi ? Przekraczało to jakiekolwiek spekulacje i rozumowe dochodzenia. Izraelita myślał i kochał sercem…, dla niego wyobrażenie Boga, będącego tu i teraz (wśród profanów) było naruszeniem jakiegoś wyabstrahowanego i całkowicie niezdolnego do ogarnięcia obszaru zamieszkiwania Boga. Tylko święta przestrzeń Świątyni, była świadkiem boskich zstąpień- trochę niczym grecka wyrocznia. My jako chrześcijanie czytamy słowa tej modlitwy i pełni zadowolenia stwierdzamy: twoja modlitwa została wysłuchana. Bóg przyszedł do swojej własności- zobaczyły Go nasze cielesne oczy, dotykały dłonie, uszy zatrzymały słowa. Wcielenie- przyjście Nieogarnionego rozsunęło zasłonę niebios, a świątynia nie zatrzymała Boga Żydów. Stał się Bogiem bliskim dla wszystkich… „Wcielenie w rzeczywistości przeobraziło nie tylko nasze poznanie Boga. Zmieniło ono również spojrzenie człowieka na świat, na siebie samego, na swoją aktywność w świecie… Celem przyjścia Chrystusa było odnowienie całego człowieka i odtworzenie go według obrazu, którego modelem jest On sam.” (Schonborn Ch.). My jako chrześcijanie zobaczyliśmy obraz Boga w świetle wiary, zapłodnionej przesłaniem Ewangelii. W swej książce pt. „Oblicze człowieka” Max Picard pisze następująco: „Bóg nie chciał straszyć człowieka. Dlatego ukazał mu się z obliczem człowieka. Przychodzi do niego jak przyjaciel do przyjaciela: bez hałasu, delikatnie pukając do drzwi. Nie zauważa się nawet, że oto już siedzi za stołem, jak ktoś, kto zawsze tu był. Tak właśnie Bóg się zachowuje- jak przyjaciel człowieka: przechodzi niemal niezauważalnie, nie budząc w nim lęku, pod postacią człowieka, z ludzkim obliczem… Pokornie zasiada obok pokornych, przed przyjęciem ludzkiej postaci wyzbywa się swej potęgi”. Wcale nie jest nam łatwiej wierzyć, ponieważ Bóg ukazał się ludzkim oczom. Wiara ciągle wymaga modlitwy złożonej z wątpliwości i udręk duszy. Dla Salomona powodem duchowego napięcia było to, czy Wszechmocy zamieszka w materialnych murach- czy Shekina wypełni to miejsce, czyniąc je sercem kultu Izraela. My pytamy inaczej, bardziej indywidualnie choć równie poważnie- Czy Chrystus wypełni moje serce. Czy potrafię odsłonić własną zasłonę niedowierzania ? Trzeba otworzyć oczy serca. Jak pisał Bruno Forte: „Wiara to ofiarowanie swego serca, oddać je bezwarunkowo w ręce Drugiego: Wierzy ten, kto czyni się więźniem niewidzialnego Boga, kto zgadza się na bycie zawładniętym przez Niego w posłusznym słuchaniu i uległości. Wiara to poddanie się, powierzenie, zrzeczenie- nie posiadanie, gwarancja, pewność…” Powracam do salomonowego pytania: „czy naprawdę Bóg zamieszka na ziemi ?”. Już zamieszkał, tylko człowiek musi wpierw zamieszkać w sobie- to jedyny warunek uchwycenia Bożego Oblicza !

poniedziałek, 8 lutego 2016

Mk 6,53-56
Gdy Jezus i uczniowie Jego się przeprawili, przypłynęli do ziemi Genezaret i przybili do brzegu. Skoro wysiedli z łodzi, zaraz Go poznano. Ludzie biegali po całej owej okolicy i zaczęli znosić na noszach chorych, tam gdzie, jak słyszeli, przebywa. I gdziekolwiek wchodził do wsi, do miast czy do osad, kładli chorych na otwartych miejscach i prosili Go, żeby choć frędzli u Jego płaszcza mogli się dotknąć. A wszyscy, którzy się Go dotknęli, odzyskiwali zdrowie.
Chrystus jest blisko ludzi- w żadnej religii, nie ma tak bezpośredniego spotkania z Bogiem. Tak rozumiana obecność, przekracza nasze ludzkie poczucie separacji i transcendencji. Nauczyciel z Nazaretu- przyjaciel grzeszników, biednych, poranionych, duchowo połamanych, nieszczęśliwych…, ludzi których twarze przedstawiają trudny- beznadziejny los. „Bóg nie chce być Bogiem bez człowieka”. W Nim- Synu Człowieczym, najpełniej wybrzmiewa sens ewangelizacji, jako misji. To słowo samo w sobie oznacza posłannictwo, pochylenie się ku człowiekowi- zniżenie się ku temu co podłe, śmierdzące, odstraszające, budzące irytację i odrażające. (cały pejzaż człowieczej duszy. Bez przemalowań i retuszu). Wyzwolenie od bezsensu świata i niesprawiedliwości. Najważniejszym przesłaniem chrześcijaństwa jest głoszenie prawdy o zmartwychwstaniu. To wyzwolenie przynosi człowiekowi Chrystus; grzech, choroba, bezdomność, samotność, pustka- nie mają ostatniego słowa. Ostatnie słowo, spojrzenie, działanie, należy do Boga. Czasami trzeba zdobyć się na odwagę; przedrżeć się przez zatłoczoną ulicę, odwrócić wzrok od ludzkich spojrzeń i sądów, aby chwycić skrawek szaty Jezusa. Ten kawałek jest dla mnie, abym poczuł, że moje życie nie jest skończone. Wiara pozwala zmierzyć się z sobą samym i otwiera na cud. Matka Teresa z Kalkuty mówiła dzisiejszym chrześcijanom: „Wielu ludzi umiera z braku chleba lecz jeszcze więcej z braku miłości”. Nie bójmy się przyjść i prosić o miłość. Jeszcze nikt nie odszedł od Boga z niczym.

niedziela, 7 lutego 2016

Łk 5,1-11
Zdarzyło się raz, gdy tłum cisnął się do Jezusa, aby słuchać słowa Bożego, a On stał nad jeziorem Genezaret, że zobaczył dwie łodzie, stojące przy brzegu, rybacy zaś wyszli z nich i płukali sieci. Wszedłszy do jednej łodzi, która należała do Szymona, poprosił go, żeby nieco odbił od brzegu. Potem usiadł i z łodzi nauczał tłumy. Gdy przestał mówić, rzekł do Szymona: „Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów”. A Szymon odpowiedział: „Mistrzu, przez całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci”. Skoro to uczynili, zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się rwać. Skinęli więc na wspólników w drugiej łodzi, żeby im przyszli z pomocą. Ci podpłynęli i napełnili obie łodzie, tak że się prawie zanurzały. Widząc to, Szymon Piotr przypadł Jezusowi do kolan i rzekł: „Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny”… Lecz Jezus rzekł do Szymona: „Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił”. I przyciągnąwszy łodzie do brzegu, zostawili wszystko i poszli za Nim.
Wezwani, aby łowić ludzi- tak najkrócej można zatytułować ten epizod. Jedna z najpiękniejszych i najbardziej pobudzających wyobraźnię scen, jakie znajdują się w Ewangelii (przechodzimy w niej od cudownego krajobrazu miejsca do pejzażu, który konturami ogarnia ludzkie serca). Z przeżywanej dziecięcej wiary i pobytu w Kościele najbardziej zapadła mi jedna z przygodnych piosenek, nosiła tytuł „Jezioro Genezaret”. Słyszę melodię i słowa; brzmią mi w uszach do dzisiaj. Często mój tato swoim doniosłym głosem podśpiewywał ją sobie. „Jezioro Genezaret, ludzkich serc pełne sieci….” Ludzie wierzący, tyle razy oczyma wyobraźni kontemplowali scenę powołania uczniów. Sam wielokrotnie rozmyślałem nad tym fragmentem, szukając siebie w tej scenerii. W tym wydarzeniu, każdy może odnaleźć przygodę własnego powołania; jeśli nie w osobie któregoś z apostołów, to przynajmniej jako tego, którego zagarnęła sieć Kościoła. Ta scena powraca w pamięci. Nie trzeba wybierać się na pielgrzymkę do Palestyny, aby stać się częścią tej malowniczej narracji. „Zapewne jest rano… Biała mgła jeszcze się nie podniosła. Jezioro przedstawia taflę o wodzie perłowego koloru, a przejście łodzi zostawia na niej swój ślad. Góry Gilead są koloru kobaltu od czasu do czasu zaciemnionego przeczuciem słońca. Wszystko dokoła jest spokojne.” Rybacy wracają zmęczeni. Niewyspane oczy, powieki opadające od ciężaru niewyspania. Smutek i rezygnacja wypisana jest na ich twarzach. Łowili całą noc, a rezultat wykonanej pracy żaden. Szymon dostrzega z daleka na brzegu Jezusa. Obok Mistrza kłębi się ciekawski tłum, który domaga się znaków i cudów. Dobijają do brzegu, aby za chwilę znowu odbić na głębię. Dokonuje się cud zawierzenia- na twoje słowo, spróbuję jeszcze raz. Na widok rwących się sieci pod wpływem dużej ilości ryb, smutek zostaje zastąpiony szczęściem i niedowierzaniem. Tyko jedno słowo może oddać to, co się stało- Cud. To był ich ostatni połów ryb. Odtąd zajmą się trudniejszym rzemiosłem- połowem ludzi. Tu się zaczyna przygoda wiary i miłości. Misja Kościoła, która nieprzerwanie trwa. życie chrześcijaństwa utkane z nieustannych wypłynięć na głębię- aby zaplątać się w sieci i dokonać miłosnego wyboru Chrystusa. Jesteśmy jednocześnie złowionymi i powołanymi do wielkiej przygody wiary. „Na Twoje słowo zarzucę sieci !”

sobota, 6 lutego 2016

Mk 6,30-34
Po swojej pracy apostołowie zebrali się u Jezusa i opowiedzieli Mu wszystko, co zdziałali i czego nauczali. A On rzekł do nich: „Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco”. Tak wielu bowiem przychodziło i odchodziło, że nawet na posiłek nie mieli czasu. Odpłynęli więc łodzią na miejsce pustynne osobno…
Apostołowie pełni entuzjazmu powrócili z misji; radość przepełniała ich serca. Stali się narzędziami Bożego działania: obdarowywali łaską i błogosławieństwem, opowiadali o wielkiej miłości Boga, uzdrawiali chorych i egzorcyzmowali zniewolonych duchowo. Głosili potrzebę nawrócenia i zwrócenia oczu i serc, ku zbliżającemu się Królestwu Bożemu. Co robi Chrystus, kiedy słyszy o sukcesach swoich uczniów ? Najprościej mówiąc odsyła ich na pustynię. Udanie się na miejsce odosobnione, pozbawione ludzi- nie jest przerywnikiem w pracy apostoła, czy chwilą bezpłatnego urlopu. Chrystus pragnie, aby jego naśladowcy potrafili wejść w przestrzeń ciszy i kontemplacji- uspokojenia serca. Skuteczność przepowiadania Ewangelii, zawsze powinna być poprzedzona wejściem w intymny dialog z Bogiem. Również po wykonanej dobrze robocie powinno się udać na „pustynię”, aby złożyć Bogu dziękczynienie za miłość- dzięki której objawiała się Jego wszechmoc i miłosierdzie. Daniel Ange opisał taką postawę duchowego wytchnienia i regeneracji sił, następującymi słowami: „Samotność oddziela od innych, by człowiek mógł stać się bratem każdego”. Współcześnie przeżywane chrześcijaństwo chciałoby zbyt łatwo z głosiciela Ewangelii, uczynić showmena i sympatycznego zabawiacza publiczności. Kościół to nie estrada, a głoszenie Chrystusa nie ma nic wspólnego z urzekająco- sympatycznym spektaklem ku uciesze publiczności. Święty Serafin z Sarowa, przeniknięty profetyczną wyobraźnią i zachęcający do życia duchowością pustyni mówił: „Posiądź pokój wewnętrzny- a tysiące dusz znajdą przy tobie zbawienie”. Rekolekcje pustyni- choćby przeżywane tylko krótko; uczą się stawać prawdziwym, wzbogaconym obecnością Boga. Odosobnione miejsce, nade wszystko ogołaca z tego, co jest wrogiem autentyczności i żywej wiary. Opróżnia serce z egoizmu… „Od czego jednak mamy się uwolnić, z czego ogołocić ? – pyta Zarri. Z pewnością nie z Twoich darów, o Panie, ale z naszej zachłanności, która powoduje, że korzystamy z nich powierzchownie, nie angażując się w pełni, nie idąc na całego. Ogołocić się trzeba z marnotrawstwa i alienacji”. Uczeń Chrystusa, powinien nade wszystko ogołocić się z pustki, tylko dlatego- aby być wypełnionym Bogiem po brzegi. Przy dzisiejszej atrofii chrześcijaństwa, potrzeba nam ludzi wypełnionych Bogiem. Trzeba świadków, którzy przeszli przez swoją pustynię…, aby wejść w zgiełk świata i przekonać innych, że Chrystus jest Panem ich życia.