Jezus wziął
z sobą Piotra, Jana i Jakuba i wyszedł na górę, aby się modlić. Gdy się modlił,
wygląd Jego twarzy się odmienił, a Jego odzienie stało się lśniąco białe. A oto
dwóch mężów rozmawiało z Nim. Byli to Mojżesz i Eliasz. Ukazali się oni w
chwale i mówili o Jego odejściu, którego miał dopełnić w Jeruzalem. Tymczasem
Piotr i towarzysze snem byli zmorzeni. Gdy się ocknęli, ujrzeli Jego chwałę i
obydwu mężów, stojących przy Nim. Gdy oni się z Nim rozstawali, Piotr rzekł do
Jezusa: «Mistrzu, dobrze, że tu jesteśmy. Postawimy trzy namioty: jeden dla
Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza». Nie wiedział bowiem, co mówi.
Gdy jeszcze to mówił, pojawił się obłok i osłonił ich; zlękli się, gdy weszli w
obłok. A z obłoku odezwał się głos: «To jest Syn mój, Wybrany, Jego
słuchajcie!» W chwili gdy odezwał się ten głos, okazało się, że Jezus jest sam.
A oni zachowali milczenie i w owym czasie nikomu nic nie opowiedzieli o tym, co
zobaczyli.
Mam takie dwa ulubione fragmenty, które utrwala
przekaz Ewangelii- Przemienienie i wskrzeszenie Łazarza. Zawsze kiedy czytam
lub słucham tych opisów, to serce bije mi mocniej- niosą ogromny ładunek
duchowego wzruszenia, a jednocześnie niezwykle mocno oddziaływają na wyobraźnie.
Pozostańmy przy scenie Przemienienia. Szczególnie mocno wybrzmiewa to
wydarzenie w czasie Wielkiego Postu. Wcale nie chodzi o jakiś
epizod-przerywnik, wypełniony niematerialnym światłem przyobleczonego Chwałą
Chrystusa. Raczej chodzi o coś na wskroś duchowego; odpowiadającego naszemu wspinaniu
się na górę, aby uchwycić blask niewypowiedzianej tajemnicy życia. „Scena ta ma
w sobie jakąś dziwną i niesamowitą wielkość. Wszyscy artyści na przestrzeni
wieków czerpiący z niej natchnienie- czy będzie to florencki Fra Angelico, czy
bizantyjski twórca mozaik z Dafni, czy romański rzeźbiarz La Charite- sur-
Loire, czy miniaturzysta królowej Ingeborgi- podkreślają zawsze przerażone
osłupienie i niezwykłe zmieszanie tych trzech nieszczęsnych ludzi, którzy
wyrwani ze snu widzą nagle, że stoją w obecności Boga” (D. Rops). Tak
skonstruowany duchowy obraz, widziany oczami i wyobraźnią późniejszych pokoleń,
stanowi tylko nieudolną próbę przybliżenia się do tajemnicy, która całkowicie
nas przekracza. Lęk i zdumienie, którego konsekwencją jest nasycająca serca
uczniów radość- widzieliśmy Pana, który się objawił w całej pełni- Teofania. Doświadczenie prostych
apostołów jest czymś w rodzaju epignozy-
charyzmatycznej wiedzy uzyskanej przez boskie oświecenie (illuminatio ). Ponadracjonalna i pozapojęciowa intuicja uzyskana na
drodze mistycznego doświadczenia bliskości Boga. Po raz pierwszy w historii
zbawienia, Bóg stał się tak niewiarygodnie bliskim i uchwytnym ludzkim oczom.
„Jeśli widzieć światłość oznacza być w światłości i uczestniczyć w Jego blasku,
który ożywia”- napisze św. Ireneusz z Lyonu. Bóg jest światłością i daje siebie
poznać poprzez emanującą z Jego boskiego ciała- światłość. A chrześcijanie
skąpani w tym cudzie prześwietlającego wszystko daru, stają się dziećmi
światłości- teomorficzność- uformowanie
człowieka na „podobieństwo” Boga, zgodnie z patrystyczną zasadą: „Bóg stał się
człowiekiem, aby człowiek stał się bogiem dzięki łasce”. Ta ekstatyczna chwila
zanurzenia w boskiej światłości, przez całe wieki chrześcijaństwa- stanie się
udziałem wielu świętych. Symeon Nowy Teolog, próbował w nieporadnych słowach
dotknąć tej tajemnicy, kiedy pewnej nocy zalał go Boży blask. Kiedy odkrył, ze
w światłości jest Chrystus, powiedział: „Zatem po raz pierwszy uznałeś mnie,
marnotrawnego, za godnego, by słuchać Twojego głosu”. Wiele wieków później,
podobne doświadczenie światłości stało się udziałem rosyjskiego starca- był nim
św. Serafin Sarowski. Pewnego dnia Serafin wyjawił jednemu z przyjaciół, że w
nim, w jego ciele, zamieszkuje dar Ducha Świętego. Motowiłow, bo tak nazywał
się człowiek rozmawiający ze świętym ojcem, dowiedział się, że celem życia
chrześcijańskiego jest zdobywanie Ducha Świętego. „Ale co to znaczy ?”- nalegał
Motowiłow. „Popatrz na mnie”- odparł mu po prostu Serafin. Wtedy Motowiłow
ujrzał stojącego w lesie na śniegu małego człowieka; jego twarz jaśniała jak
słońce. Chrystus, nie tylko objawił się tylko tym trzem uprzywilejowanym
uczniom- objawia się i będzie objawił tym, w których odkryje otwarte oczy serca
i pokorę przyjęcia daru łaski. „My wszyscy z odsłoniętą twarzą wpatrujemy się w
jasność Pańską…, upodobniamy się do Jego obrazu”. Potrzebne jest nam takie
osobiste dotknięcie faktu, który miał miejsce na górze Tabor. Ono przywraca
duchową równowagę i odnawia wiarę w to, co nadprzyrodzone i metalogiczne.
Papież Leon Wielki komentując tę scenę, napisał coś szalenie ważnego również
dla nas współczesnych uczniów. Wspomniał, że celem przemienienia było wyrwanie
z duszy uczniów „zgorszenia krzyża”. Kiedy zderzymy się z krzyżem- spadającym
na nas w postaci niezrozumienia, choroby, lęku przed śmiercią…, to wtedy
przypomnijmy sobie przemienione oblicze Pana. Ten obraz jest niczym innym, jak
zapowiedzią naszego zmartwychwstania i radości uczestnictwa w Światłości
nieznającej zachodu- metamorfoza świata i ludzkości. „Niech światło Chrystusa
chwalenie zmartwychwstałego rozproszy ciemności naszych serc i umysłów”.