Jezus
przywołał do siebie Dwunastu i zaczął rozsyłać ich po dwóch. Dał im też władzę
nad duchami nieczystymi. I przykazał im, żeby nic z sobą nie brali na drogę
prócz laski: ani chleba, ani torby, ani pieniędzy w trzosie. „Ale idźcie obuci
w sandały i nie wdziewajcie dwóch sukien”. I mówił do nich: „Gdy do jakiego
domu wejdziecie, zostańcie tam, aż stamtąd wyjdziecie. Jeśli w jakim miejscu
was nie przyjmą i nie będą was słuchać, wychodząc stamtąd strząśnijcie proch z
nóg waszych na świadectwo dla nich”. Oni więc wyszli i wzywali do nawrócenia.
Wyrzucali też wiele złych duchów oraz wielu chorych namaszczali olejem i
uzdrawiali.
Ewangelia opowiada o
rozesłaniu uczniów do akcji ewangelizacyjnej. Rozesłał ich po dwóch ! Wielu
specjalistów od marketingu kościelnego i skutecznego przepowiadania Ewangelii, próbowało na różne sposoby wiercić
ten temat. W dwójce posłanych wielu postrzegało większą skuteczność
ewangelizacyjną- synergia- współdziałanie dla ważnej sprawy. „Tak też w
początkach istnienia Kościoła parami będą misjonarze udawać się w drogę; jest
to rozumny środek zapewniający podporę i kontrolę, a także zapobiegający
zbytniej egzaltacji człowieka, który samotny przemawia do tłumów”(D. Rops). Nie
wiem czy w liczbie parzystej, można się doszukiwać jakiejś innej płaszczyzny
znaczeń- niech to rozstrzygają inni. W każdym bądź razie uczniowie poszli po
raz pierwszy na poligon. Obuci w jedną parę sandałów i ubrania, krótkie
pouczenia Chrystusa, a nade wszystko przekonanie, że to nie od nich zależy powodzenie
tej misji. Na drogę otrzymali katalog zasad, według których mają ściśle postępować-
pierwszy podręcznik kapłańskiego savoirvivru. W tych sformułowanych zasadach,
rzecz jasna jest miejsce dla kreatywności i spontaniczności. Ich praca, nie
przypominała nic z przyjemnej kolędowej wizyty księdza. Nie czekały na nich,
miłe słowa, gratyfikacje, czy wspaniale zastawione stoły z jedzeniem.
Oczywiście spotkali się z gościnnością, ale na nią trzeba było sobie
zapracować. Szybko się spostrzegli, że bycie uczniem Chrystusa- to ciężka i
niepozbawiona potu robota. Szczęście okraszone łzami, radość zrodzona w
procesie osobistego spaceru po drodze usłanej różami. Głoszenie nawrócenia
wymaga trudu i ofiary…, a nade wszystko cierpliwości. W tym wszystkim, co
stanowi sens i cel zadania, trzeba być nade wszystko sobą. Tomasz Merton pisał
o drodze powołania następująco: „Powinniśmy być sobą przez stanie się
Chrystusem. Dla człowieka istnieć i żyć to jedno. Ale on tylko wtedy żyje jak
człowiek, kiedy zna prawdę, kocha to, co zna, a działa zgodnie z swoją miłością…”
Główną metodą jaką przekazuje im Mistrz, to radykalne ubóstwo, którego sami
przykład dać muszą, a nade wszystko wiara, że to Bóg w nich i przez nich będzie
działał. Prawdziwym wyposażeniem głosiciela staje się miłość i oddanie bez
reszty. Zakończę słowami Quoista: „Jeżeli zaś bardziej będziesz kochał prawdę
aniżeli siebie, sprawiedliwość bardziej niż własne interesy, a dobro bliźnich
przewyższy twoją zachłanność, jeżeli ludzi przyciągał nie do siebie, ale do najwyższych
wartości i uczynisz z siebie piedestał nie dla twojej chwały, lecz dla nich,
jeżeli nie będziesz się nimi posługiwał jak parawanem, za którym ukrywasz swoje
zepsucie i nędzę… Wtedy i tylko wtedy dzięki tej szlachetnej postawie wzbudzisz
dla siebie szacunek. Ponieważ odtąd promieniować z ciebie będzie światło
boskich cnót, które głosisz, których bronisz i którymi żyjesz.”