sobota, 9 lipca 2016

Mt 10, 28-33
Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle. Czyż nie sprzedają dwóch wróbli za asa? A przecież bez woli Ojca waszego żaden z nich nie spadnie na ziemię. U was zaś policzone są nawet wszystkie włosy na głowie. Dlatego nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli. Do każdego więc, kto się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie».

Jednym z największych leków człowieka, jest paraliżujący lęk przed utratą własnego życia. Lęk przed śmiercią, która może zaskoczyć znienacka i przerwać bicie naszego ziemskiego zegara. Zapach śmierci i ceremoniał przejścia, został przesunięty na peryferia życia. Dzisiaj zakłady pogrzebowe kompleksowo odprowadzają zmarłych na cmentarze, aby rodzinna nie musiała przeżywać traumy oglądania, czy żegnania swoich bliskich zmarłych. „Obecnie śmierć jest z naszych obyczajów tak wymazana, że z trudem ją sobie wyobrażamy i pojmujemy. Dawna postawa, kiedy śmierć była jednocześnie bliska, swojska i pomniejszona, słabiej odczuwana, zbyt kontrastuje z naszą postawą, kiedy budzi taki strach, że nie śmiemy już wymówić jej imienia” (P.Aries). Człowiek był oswojony z umieraniem i zaglądaniem śmierci w oczy. Tylko męczeństwo z nasilającą się obecnością w historii, pozwala na powrót przywrócić utracony sens życia i umierania. Widok pozbawionych życia braci i sióstr w wierze, uruchamia wewnątrz inną perspektywę widzenia i odczuwania. W starożytności chrześcijańskiej i średniowieczu, ludzie chcieli być blisko cmentarza- w bliskości grobów męczenników i wcale nie przejmowali się widokiem pogrzebów czy sąsiedztwem zbiorowych mogił, które wypełniano coraz to nowymi ciałami wyznawców. W okresie paschalnym chrześcijanie wędrowali procesyjnie lub indywidualnie w miejsca pamięci, aby ogłosić złożonym w grobach zwycięstwo Chrystusa nad grzechem i śmiercią. Wszystko było okraszone radością i wszechobecnym poczuciem życia, gdzie istnienie śmierci zostało prawie zniwelowane, zapomniane. Śmierć poniosła swoją klęskę- trzeba mieć wystarczająco dużo wiary, żeby nakarmić się tak sformułowaną- chrześcijańską nadzieją. Miał rację Tołstoj mówiąc: „Jeśli boisz się czegoś, wiedz, ze przyczyna twego strachu tkwi nie poza tobą, lecz w tobie”. Rodzi się pokusa, aby zapytać o to, który chrześcijanin- Europejczyk myśli o męczeństwie; samo słowo męczennik zdaje się być nie bardzo atrakcyjną konstrukcją słowną, a co dopiero być przekutym w etos poświecenia siebie dla większej sprawy. A Biblia stawia niezwykle jasno przed nami te sprawy: „Patrz ! Kładę dziś przed tobą życie  i szczęście, śmierć i nieszczęście… Wybierajcie więc” (Pwt 30,15.19). Czy to nie wybór własnego losu ? Chcąc, czy tego nie chcąc, nasze życie jest rozpostarte pomiędzy efemerycznością chwili w której się obecnie znajdujemy, a śmiercią ( na którą nie możemy sobie teraz pozwolić i wypychamy ją z naszej świadomości). Co robi Chrystus spoglądając nas nasze życie ? Próbuje wyzwolić nas z lęku przed: przemijaniem, natychmiastowa utratą życia, niewyobrażalnym cierpieniem. Uczy zaakceptować moment przejścia. Bóg jest perswazyjny. Próbuje nam wmówić, że jesteśmy dla Niego ważniejsi, niż wszystko inne w tym ulotnym świecie. Mam świadomość, że to stwierdzenie może w niejednym czytającym dokonać jakiejś wewnętrznej rewolucji. „Tęsknota niewierzącego za Bogiem, może okazać się nieskoczenie głębsza niż wszelkie zadowolenie wierzącego” (J. Rostand). Dlaczego ? Ponieważ ktoś nie koniecznie wierzący odkryję Boga jako Życie, a człowieka jako zanurzonego w Życiu. Człowiek wierzący, nie może się bać stracić swego życia. Często, nie jest to batalia o nasze profanum- zachowanie tego, kim jesteśmy i co posiadamy. To walka o wieczność z lękiem i złym duchem, który próbuje odebrać nam nadzieję i pozbawić marzeń o mieszkaniu przygotowanym w niebie. Nie dajmy się zwieść. Na Sądzie Ostatecznym Chrystus rozpozna twarze swoich wiernych przyjaciół- często opieczętowanych stygmatami cierpienia i krwi. Chrystus obalił pułapki zastawione przez największego przeciwnika: lęk i śmierć. „Zmienił śmierć w sen oczekiwania i przebudził żywych”.