Uczniowie
przystąpili do Jezusa i zapytali: «Dlaczego mówisz do nich w przypowieściach?»
On im odpowiedział: «Wam dano poznać tajemnice królestwa niebieskiego, im zaś
nie dano. Bo kto ma, temu będzie dodane, i w nadmiarze mieć będzie; kto zaś nie
ma, temu zabiorą nawet to, co ma. Dlatego mówię do nich w przypowieściach, że
patrząc, nie widzą, i słuchając, nie słyszą ani nie rozumieją… Lecz szczęśliwe
oczy wasze, że widzą, i uszy wasze, że słyszą. Bo zaprawdę, powiadam wam: Wielu
proroków i sprawiedliwych pragnęło ujrzeć to, na co wy patrzycie, a nie
ujrzeli; i usłyszeć to, co wy słyszycie, a nie usłyszeli».
Obok różnorodnych
sposobów interpretowania Ewangelii, istnieje miejsce dla historii Boga
wyrażonej, czy wypowiedzianej na sposób obrazu. Tu nie chodzi tylko o jakiś
sztucznie poszukiwany chrystomorfizm w sztuce, ale nieustanne powracanie do
źródła, którym jest Chrystus. On prawdziwie odsłania swoje oblicze i sprawia,
że ludzka percepcja może przybliżyć się do tajemnicy Jego Osoby. Nie mamy tu do
czynienia z obrazem-metaforą, ale rzeczywistością realną- postrzegalną
cieleśnie. „Lecz szczęśliwe oczy wasze, że widzą…” Szczęśliwe, ponieważ widzą
Oblicze Najświętszego- Wcielonego Boga. „Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i
Ojca. Czy nie wierzysz, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie ?” (J 14,8-10).
Mamy tu do czynienia z chrystologią opowiedzianą na sposób ikoniczny: widzieć,
zobaczyć, uchwycić, zatrzymać wzrok na Kimś wyjątkowym. Cała paleta odgałęzień
postrzegania. Spojrzenie w twarz i oczy Chrystusa, to chyba największe marzenie
człowieka wierzącego. Zdaje się, że miał rację antyczny poeta Horacy, kiedy
przekonywał o większej sile malarstwa, niż słowa: „to, co przekazujemy za
pośrednictwem uszu, działa na duszę o wiele wolniej niż to, co stawiamy przed
oczami wiernych”. Siła oddziaływania obrazu jest o wiele większa, niż
najpiękniej sformułowane słowa- wydrukowane w pięknie wydanych książkach. Mamy
więc do czynienia z „boską ikonosferą” w której, nie tyle reprodukuje się
obrazy Boga- Człowieka, a raczej dociera się do faktu, że On Nieogarniony
pozwolił się zwizualizować. Przez wieki historii próbowano chrześcijaństwo
pozbawić ikonicznych korzeni wiary (ikonoklazm, protestantyzm z obsesyjną negacją
obrazu, wrogie ideologie…). A przecież chrześcijaństwo, to w całej rozciągłości
i głębi- religia Słowa i Obrazu, przez które dokonuje się transfer duchowych
darów i permanentna Teofania. Tak jak nie możemy pozbawić naszego wzroku
widzenia, tak również na płaszczyźnie duchowego oglądu rzeczywistości, nie możemy
pozbawić siebie kontemplatywnego poszukiwania Oblicza Boga. „Ukazanie się Boga
nadaje barwę rzeczom”- pisał Exupery. A cóż dopiero dokonuje się w ludziach ?
„Gdy ukaże się Chrystus, nasze życie, wtedy i wy razem z Nim ukażecie się w
chwale” (Kol 3,4). Możemy prześledzić kompleksowo całą sztukę chrześcijaństwa-
zachodu i wschodu: od malowideł katakumbowych, przez splendor bizantyjskich
mozaik, twórczość Leonarda, Michała Anioła, Caravaggia i na powrót wracając do
ruskiej ikony. Nie wspomnę już o sztuce współczesnej próbującej scalić
doświadczenia wieków i próbując wystrzelić w kulturze moderny, z czymś zupełnie
nowym. Jednak najbliższa jest mi sztuka ikony. Jest w tym rodzaju sztuki, nie
tylko dogmatyczna wierność tradycji teologicznej, ale święta powściągliwość, peryferyjność,
odniesienie do kanonów, a nade wszystko skierowanie wzroku ku Królestwu Bożemu.
Status i rozumienie tworzenia przez artystę jest zupełnie inne, niż zachodnich
malarzy- pozbawione pokusy eksponowania siebie i salonowej rywalizacji. Zachodnie
malarstwo często mnie rozprasza i rozczarowuje silnym natężeniem pierwiastka
ludzkiego. Ikona jest zupełne innego formatu…, otwiera przestrzenie duszy.
Boska i pokorna sztuka- zrodzona z modlitwy i liturgii, prostoty serca oraz
oszałamiającego zachwytu. Kiedy człowiek spokojnie modli się przed ikonami w
pewnym momencie one same zaczynają mówić. Postać Chrystusa z ikony przeszywa
nas wzrokiem; nie można tak łatwo odwrócić wzroku w innym kierunku. Człowiek
czuje się wziętym w posiadanie. „Ikona przypomina, że chrześcijaństwo jest
„religią twarzy”. Być chrześcijaninem znaczy bowiem odkryć objawiające się nam
w najstraszniejszym strapieniu na zawsze żywe i miłujące oblicze, oblicze
Chrystusa. W Chrystusie zaś oblicze Matki Bożej i wszystkich grzeszników,
którzy pragną, by zostało im przebaczone: żadne z tych spojrzeń nie osądza,
wszystkie są przyjmowaniem” (O. Clement). To od nas zależy w jaki punkt będą
się wpatrywały nasze oczy. Warto sobie uświadomić, że jesteśmy zaproszeni do
modlitwy wzroku- wiara rodzi się ze słuchania, jak również z widzenia piękna
Boga.