Nie bójcie
się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej
Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle. Czyż nie sprzedają dwóch
wróbli za asa? A przecież bez woli Ojca waszego żaden z nich nie spadnie na ziemię.
U was zaś policzone są nawet wszystkie włosy na głowie. Dlatego nie bójcie się:
jesteście ważniejsi niż wiele wróbli. Do każdego więc, kto się przyzna do Mnie
przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto
się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest
w niebie».
Jednym z największych
leków człowieka, jest paraliżujący lęk przed utratą własnego życia. Lęk przed
śmiercią, która może zaskoczyć znienacka i przerwać bicie naszego ziemskiego
zegara. Zapach śmierci i ceremoniał przejścia, został przesunięty na peryferia
życia. Dzisiaj zakłady pogrzebowe kompleksowo odprowadzają zmarłych na
cmentarze, aby rodzinna nie musiała przeżywać traumy oglądania, czy żegnania
swoich bliskich zmarłych. „Obecnie śmierć jest z naszych obyczajów tak
wymazana, że z trudem ją sobie wyobrażamy i pojmujemy. Dawna postawa, kiedy
śmierć była jednocześnie bliska, swojska i pomniejszona, słabiej odczuwana,
zbyt kontrastuje z naszą postawą, kiedy budzi taki strach, że nie śmiemy już
wymówić jej imienia” (P.Aries). Człowiek był oswojony z umieraniem i
zaglądaniem śmierci w oczy. Tylko męczeństwo z nasilającą się obecnością w
historii, pozwala na powrót przywrócić utracony sens życia i umierania. Widok
pozbawionych życia braci i sióstr w wierze, uruchamia wewnątrz inną perspektywę
widzenia i odczuwania. W starożytności chrześcijańskiej i średniowieczu, ludzie
chcieli być blisko cmentarza- w bliskości grobów męczenników i wcale nie
przejmowali się widokiem pogrzebów czy sąsiedztwem zbiorowych mogił, które
wypełniano coraz to nowymi ciałami wyznawców. W okresie paschalnym
chrześcijanie wędrowali procesyjnie lub indywidualnie w miejsca pamięci, aby
ogłosić złożonym w grobach zwycięstwo Chrystusa nad grzechem i śmiercią. Wszystko
było okraszone radością i wszechobecnym poczuciem życia, gdzie istnienie
śmierci zostało prawie zniwelowane, zapomniane. Śmierć poniosła swoją klęskę-
trzeba mieć wystarczająco dużo wiary, żeby nakarmić się tak sformułowaną-
chrześcijańską nadzieją. Miał rację Tołstoj mówiąc: „Jeśli boisz się czegoś,
wiedz, ze przyczyna twego strachu tkwi nie poza tobą, lecz w tobie”. Rodzi się
pokusa, aby zapytać o to, który chrześcijanin- Europejczyk myśli o męczeństwie;
samo słowo męczennik zdaje się być nie bardzo atrakcyjną konstrukcją słowną, a
co dopiero być przekutym w etos poświecenia siebie dla większej sprawy. A
Biblia stawia niezwykle jasno przed nami te sprawy: „Patrz ! Kładę dziś przed
tobą życie i szczęście, śmierć i
nieszczęście… Wybierajcie więc” (Pwt 30,15.19). Czy to nie wybór własnego losu
? Chcąc, czy tego nie chcąc, nasze życie jest rozpostarte pomiędzy
efemerycznością chwili w której się obecnie znajdujemy, a śmiercią ( na którą
nie możemy sobie teraz pozwolić i wypychamy ją z naszej świadomości). Co robi
Chrystus spoglądając nas nasze życie ? Próbuje wyzwolić nas z lęku przed:
przemijaniem, natychmiastowa utratą życia, niewyobrażalnym cierpieniem. Uczy
zaakceptować moment przejścia. Bóg jest perswazyjny. Próbuje nam wmówić, że
jesteśmy dla Niego ważniejsi, niż wszystko inne w tym ulotnym świecie. Mam
świadomość, że to stwierdzenie może w niejednym czytającym dokonać jakiejś
wewnętrznej rewolucji. „Tęsknota niewierzącego za Bogiem, może okazać się
nieskoczenie głębsza niż wszelkie zadowolenie wierzącego” (J. Rostand).
Dlaczego ? Ponieważ ktoś nie koniecznie wierzący odkryję Boga jako Życie, a
człowieka jako zanurzonego w Życiu. Człowiek wierzący, nie może się bać stracić
swego życia. Często, nie jest to batalia o nasze profanum- zachowanie tego, kim
jesteśmy i co posiadamy. To walka o wieczność z lękiem i złym duchem, który
próbuje odebrać nam nadzieję i pozbawić marzeń o mieszkaniu przygotowanym w
niebie. Nie dajmy się zwieść. Na Sądzie Ostatecznym Chrystus rozpozna twarze
swoich wiernych przyjaciół- często opieczętowanych stygmatami cierpienia i
krwi. Chrystus obalił pułapki zastawione przez największego przeciwnika: lęk i
śmierć. „Zmienił śmierć w sen oczekiwania i przebudził żywych”.