Powstał
jakiś uczony w Prawie i wystawiając Jezusa na próbę, zapytał: «Nauczycielu, co
mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?» Jezus mu odpowiedział: «Co jest
napisane w Prawie? Jak czytasz?» On rzekł: «Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym
swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego
bliźniego jak siebie samego». Jezus rzekł do niego: «Dobrze odpowiedziałeś. To
czyń, a będziesz żył». Lecz on, chcąc się usprawiedliwić, zapytał Jezusa: «A
kto jest moim bliźnim?»…
Chrystus wychodząc naprzeciw dociekliwości uczonego w Prawie,
posługuje się przypowieścią o miłosiernym Samarytaninie. „Nie przedstawia
definicji bliźniego, ponieważ definicja pozostawia poza sobą coś lub kogoś.
Chrystus chce natomiast zostawić otwarte drzwi. Nie tyle chodzi Mu o
uspokojenie sumienia, co o jego przebudzenie”(A.Pronzato). Pan chce wprowadzić
niepokój w serce swojego słuchacza, dokonać wstrząsu. Bliźnim nie jest ten, który
został przeze mnie zauważony, wybrany i obdarowany dobrem. Bliźnim jest każdy
człowiek- bez względu na pochodzenie, wyznawaną
religię, czy światopogląd. To spotkanie człowieka z człowiekiem, bez
jakichkolwiek uprzedzeń, czy stereotypów. Człowiek stojący naprzeciw mnie-
często anonimowy, bezimienny, jest obiektem mojego dobra. To nie jest
jednostronna wymiana darów; mamy tu obopólne obdarowanie. Samarytanin z
przypowieści jest ucieleśnieniem dobra. Dając miłosierdzie sam je otrzymuje w
sposób zwielokrotniony. To ikona troskliwego Boga, pochylającego się nad poranionym
człowiekiem. Chrześcijaństwo to zauważenie drugiego człowieka w potrzebie,
naśladowanie miłosiernego Chrystusa z bliska. „W swoim właściwym i pełnym
kształcie miłosierdzie objawia się jako dowartościowanie, jako podnoszenie w
górę, jako wydobywanie dobra spod nawarstwień zła, które jest w świecie i
człowieku”- pisał Jan Paweł II. Takie działanie jest potwierdzeniem
ewangelicznej zasady, którą wygłosił Chrystus na Górze Błogosławieństw:
„Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią”. Kościół, jak
również każdy chrześcijanin musi przejąć się tą katechezą miłości i wcielić ją
w życie. Twarz poranionego, porzuconego człowieka na ulicy, jest jednocześnie
twarzą Boga proszącego o miłość. „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych
braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili”. Patriarcha Bartłomiej w jednym z
przemówień mówiąc korzeniach cywilizacji europejskiej i współczesnej duchowości
Kościoła w kontekście sekularyzacji życia, przypomniał o postawie ludzkiej
miłości: „Nieszczęście jednych dotyczy nas wszystkich. Na pytanie: „Kto jest
moim bliźnim ?” Chrystus odpowiada przypowieścią o dobrym Samarytaninie.
Odwraca pytanie, które nie brzmi już: „Kto jest moim bliźnim ?” lecz: Kto
okazuje się bliźnim drugiego człowieka, rannego, którego trzeba opatrzyć i
zapewnić mu schronienie ? Dziś nie ma ważniejszego nad to pytania… Czy jesteśmy
bliźnimi opuszczonych dzieci w Los Angeles, w Londynie, w Sankt Petersburgu ?
Natomiast w Afryce Południowej prawie wszyscy potrafili okazać się bliźnimi
jedni drugich. „Idź i ty czyń podobnie !” Każdy człowiek jest naszym bliźnim”. Tak
samo każdego chrześcijanina poznaje się po postawie gotowości wychodzenia
naprzeciw nędzy drugiego człowieka. Twarzą chrześcijaństwa jest praktyczna
miłość, obecna nie w teorii, lecz w działaniu. Jeżeli oczekujemy łatwej
odpowiedzi na pytanie kim jest nasz bliźni, to możemy się szybko rozczarować.
Może lepiej zamiast rozbijać się o tego typu pytania, samemu wyjść na drogę i
stać się bliźnim napotkanych ludzi. Widzisz ofiarę wypadku, człowiek bezdomnego
śmierdzącego i odrzucającego, głodne dziecko. Wyjść naprzeciw tego człowieka.
Znać Chrystusa, to znać człowieka. Kochać Chrystusa, to kochać drugiego
człowieka.