czwartek, 21 lipca 2016

Mt 13, 10-17
Uczniowie przystąpili do Jezusa i zapytali: «Dlaczego mówisz do nich w przypowieściach?» On im odpowiedział: «Wam dano poznać tajemnice królestwa niebieskiego, im zaś nie dano. Bo kto ma, temu będzie dodane, i w nadmiarze mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą nawet to, co ma. Dlatego mówię do nich w przypowieściach, że patrząc, nie widzą, i słuchając, nie słyszą ani nie rozumieją… Lecz szczęśliwe oczy wasze, że widzą, i uszy wasze, że słyszą. Bo zaprawdę, powiadam wam: Wielu proroków i sprawiedliwych pragnęło ujrzeć to, na co wy patrzycie, a nie ujrzeli; i usłyszeć to, co wy słyszycie, a nie usłyszeli».

Obok różnorodnych sposobów interpretowania Ewangelii, istnieje miejsce dla historii Boga wyrażonej, czy wypowiedzianej na sposób obrazu. Tu nie chodzi tylko o jakiś sztucznie poszukiwany chrystomorfizm w sztuce, ale nieustanne powracanie do źródła, którym jest Chrystus. On prawdziwie odsłania swoje oblicze i sprawia, że ludzka percepcja może przybliżyć się do tajemnicy Jego Osoby. Nie mamy tu do czynienia z obrazem-metaforą, ale rzeczywistością realną- postrzegalną cieleśnie. „Lecz szczęśliwe oczy wasze, że widzą…” Szczęśliwe, ponieważ widzą Oblicze Najświętszego- Wcielonego Boga. „Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca. Czy nie wierzysz, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie ?” (J 14,8-10). Mamy tu do czynienia z chrystologią opowiedzianą na sposób ikoniczny: widzieć, zobaczyć, uchwycić, zatrzymać wzrok na Kimś wyjątkowym. Cała paleta odgałęzień postrzegania. Spojrzenie w twarz i oczy Chrystusa, to chyba największe marzenie człowieka wierzącego. Zdaje się, że miał rację antyczny poeta Horacy, kiedy przekonywał o większej sile malarstwa, niż słowa: „to, co przekazujemy za pośrednictwem uszu, działa na duszę o wiele wolniej niż to, co stawiamy przed oczami wiernych”. Siła oddziaływania obrazu jest o wiele większa, niż najpiękniej sformułowane słowa- wydrukowane w pięknie wydanych książkach. Mamy więc do czynienia z „boską ikonosferą” w której, nie tyle reprodukuje się obrazy Boga- Człowieka, a raczej dociera się do faktu, że On Nieogarniony pozwolił się zwizualizować. Przez wieki historii próbowano chrześcijaństwo pozbawić ikonicznych korzeni wiary (ikonoklazm, protestantyzm z obsesyjną negacją obrazu, wrogie ideologie…). A przecież chrześcijaństwo, to w całej rozciągłości i głębi- religia Słowa i Obrazu, przez które dokonuje się transfer duchowych darów i permanentna Teofania. Tak jak nie możemy pozbawić naszego wzroku widzenia, tak również na płaszczyźnie duchowego oglądu rzeczywistości, nie możemy pozbawić siebie kontemplatywnego poszukiwania Oblicza Boga. „Ukazanie się Boga nadaje barwę rzeczom”- pisał Exupery. A cóż dopiero dokonuje się w ludziach ? „Gdy ukaże się Chrystus, nasze życie, wtedy i wy razem z Nim ukażecie się w chwale” (Kol 3,4). Możemy prześledzić kompleksowo całą sztukę chrześcijaństwa- zachodu i wschodu: od malowideł katakumbowych, przez splendor bizantyjskich mozaik, twórczość Leonarda, Michała Anioła, Caravaggia i na powrót wracając do ruskiej ikony. Nie wspomnę już o sztuce współczesnej próbującej scalić doświadczenia wieków i próbując wystrzelić w kulturze moderny, z czymś zupełnie nowym. Jednak najbliższa jest mi sztuka ikony. Jest w tym rodzaju sztuki, nie tylko dogmatyczna wierność tradycji teologicznej, ale święta powściągliwość, peryferyjność, odniesienie do kanonów, a nade wszystko skierowanie wzroku ku Królestwu Bożemu. Status i rozumienie tworzenia przez artystę jest zupełnie inne, niż zachodnich malarzy- pozbawione pokusy eksponowania siebie i salonowej rywalizacji. Zachodnie malarstwo często mnie rozprasza i rozczarowuje silnym natężeniem pierwiastka ludzkiego. Ikona jest zupełne innego formatu…, otwiera przestrzenie duszy. Boska i pokorna sztuka- zrodzona z modlitwy i liturgii, prostoty serca oraz oszałamiającego zachwytu. Kiedy człowiek spokojnie modli się przed ikonami w pewnym momencie one same zaczynają mówić. Postać Chrystusa z ikony przeszywa nas wzrokiem; nie można tak łatwo odwrócić wzroku w innym kierunku. Człowiek czuje się wziętym w posiadanie. „Ikona przypomina, że chrześcijaństwo jest „religią twarzy”. Być chrześcijaninem znaczy bowiem odkryć objawiające się nam w najstraszniejszym strapieniu na zawsze żywe i miłujące oblicze, oblicze Chrystusa. W Chrystusie zaś oblicze Matki Bożej i wszystkich grzeszników, którzy pragną, by zostało im przebaczone: żadne z tych spojrzeń nie osądza, wszystkie są przyjmowaniem” (O. Clement). To od nas zależy w jaki punkt będą się wpatrywały nasze oczy. Warto sobie uświadomić, że jesteśmy zaproszeni do modlitwy wzroku- wiara rodzi się ze słuchania, jak również z widzenia piękna Boga.