Jezus
powiedział do swoich uczniów: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze
samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce
zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie
je. Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na
swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę? Albowiem
Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego razem z aniołami swoimi, i wtedy
odda każdemu według jego postępowania. Zaprawdę powiadam wam: Niektórzy z tych,
co tu stoją, nie zaznają, śmierci, aż ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w
królestwie swoim”.
Wczoraj przeżywaliśmy wraz
z apostołami fascynujące doświadczenie wiary- impresja świętości, skondensowana
w epizodzie przemienienia Chrystusa na górze Tabor. Lecz nie można na tej górze
pozostać, rozkoszować swojego wzroku światłem- nawet zbyt długa percepcja
iluminacji, może nas wprowadzić w duchową obojętność- bezruch. Światło trzeba
zanieść innym, nie jesteśmy Prometeuszami wykradającymi ogień, niesiemy dar
wiary, otrzymany za darmo- dzięki łasce. Trzeba zejść z góry, aby rozświetlone
oblicze Boga-człowieka, zatrzymać w pamięci na moment próby. Za chwilę trzeba
będzie się zmierzyć z całkiem innym obrazem, na którym oblicze Chrystusa,
będzie upokorzone, w koronie cierniowej, wypełnione lękiem, poczuciem
przerażenia…, gdzie zamiast refleksów światła, będą spływały strugi krwi. Takie
oblicze jest trudne do przyjęcia, ciężko się na nie zgodzić; może nie odpowiadać
poczuciu wyjątkowości i triumfalizmu, którego było się świadkiem. Chrześcijaństwo-
przemienienie i krzyż. Doświadczenie wiary rozpięte pomiędzy dwoma wierzchołkami
gór- Taborem i Golgotą. Takie jest życie chrześcijanina, pełne napięcia i
konieczności szybkiego dokonywania wyboru. Jednego dnia twarz otulona światłem,
a następnego, dramat odrzucenia- prześladowanie, niesprawiedliwość, ewentualność
utraty tego, co się kocha. To próba naszej codziennej wierności- krzyż założony
na ramionach- niewygodny, chropowaty, sprawiający niewyobrażalny ból, miażdżący
poczucie pewności siebie. Trwać na krzyżu obok Chrystusa, nawet wówczas, gdy
Jego oblicze jest mało pociągające, kiedy zdaje nam się, że jesteśmy pozostawieni
sami- opuszczeni przez Boga. W takim momencie nie można zdezerterować, ponieważ
ucieczka byłaby zaprzeczeniem naszej miłości do Zmartwychwstałego Pana.