Jezus
powiedział do Nikodema: «Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał,
aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg
nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat
został przez Niego zbawiony. Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto
nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna
Bożego. A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej
umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki. Każdy bowiem, kto
źle czyni, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby jego uczynki nie
zostały ujawnione. Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się
okazało, że jego uczynki zostały dokonane w Bogu».
Światło przyszło na świat- rozświetliło ciemności
i zakamarki człowieczego życia. Światło jest nie tylko najpełniejszą atrybucją
Boga, ale nade wszystko zasadą objawienia. On wypowiada i uobecnia się poprzez
światło- „Bóg jest światłością”. Uczniowie oślepieni światłem na górze Tabor,
stali się uczestnikami zjawiska mistycznego- Bóg wypełnił ich spojrzenie sobą. Tak
samo po zmartwychwstaniu zwycięski Pan, zdetonował kamień grobu usuwajac go
ogniem życia. Dlatego święty Serafin z Sarowa nauczał w następujący sposób: „Bóg
jest ogniem, który rozgrzewa i rozpala serca. Jeśli poczujemy w naszych sercach
chłód, który pochodzi od demona- gdyż demon jest zimny- wzywajmy Pana, a On
przyjdzie i rozgrzeje nasze serce miłością do siebie i bliźniego. I ciepło Jego
oblicza przegna zimno nieprzyjaciela”. Dlatego Chrystus przestrzega przed
wyborem ścieżki ciemności, a co bardziej tragiczne; wejściem w mrok- a tym samym w duchowy stan chłodu.
Egocentryzm grzechu, psychologiczna separacja od wyboru dobra, porzucenie
drugiego człowieka w aspekcie zaniedbania ewangelicznej miłości- prowadzi do oddalenia od
Boga i zaślepienia ludzkiego ja. „Grzech to brak harmonii- pisał Spidlik-
dezintegracja i ruina życia duchowego. Dusza traci swoją istotową jedność,
zatraca świadomość swej twórczej natury, gubi się w chaotycznym wirze własnych
stanów, przestając stanowić ich istotę”. Ludzkie „ja” wchodzi w stan zaplatania
i bezradności- umiłowania ciemności, bycia poza Bogiem. Niezwykle wyraźnie rozmyślał
o ciemności- w kontekście malarstwa ikonowego- które jako analogię, można
przenieść z łatwością na ludzki grunt, wypowiadał się Paweł Floreński: „Ciemność
jest dla wzroku zasłoną, która oddziela światło od oczu, a dzięki swojemu
brakowi światłości potęguje jeszcze wrażenie ciemności… Istnieje więc energia
światła, która oświecam oraz bierność tego, co jest oświetlane, lecz nie
wchłaniające światła, a więc bierność substancji, która poza siebie światła nie
przepuszcza…” Człowiek musi zdobyć się na powstanie z kolan i wzbicie się
niczym mitologiczny Ikar, ku światłu- aby zostać spalonym w ogniu Bożej
miłości. Tak jak „ikonę maluje się na świetle”, tak człowieka dorastającego do
Bożej miłości, powinno prześwietlić niczym błonę fotograficzną, Światło Prawdy.