… A po ośmiu dniach, kiedy uczniowie
Jego byli znowu wewnątrz domu i Tomasz z nimi, Jezus przyszedł mimo drzwi
zamkniętych, stanął pośrodku i rzekł: ”Pokój wam!”. Następnie rzekł do Tomasza:
”Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż ją do mego
boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym”. Tomasz Mu odpowiedział: ”Pan
mój i Bóg mój!”. Powiedział mu Jezus: ”Uwierzyłeś, bo Mnie ujrzałeś; błogosławieni,
którzy nie widzieli, a uwierzyli”. I wiele innych znaków, których nie zapisano
w tej księdze, uczynił Jezus wobec uczniów. Te zaś zapisano, abyście wierzyli,
że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym, i abyście wierząc, mieli życie w imię
Jego.
Nie uważam
Tomasza za niedowiarka, czy niegrzecznego sceptyka lub prekursora
oświeceniowego scjentyzmu, jak pragną tłumaczyć jego ciekawość chłodni
racjonaliści, zakochani w zachłanności nieustannego poznania i udowadniania
swych racji. Poszukiwanie takiego realizmu wydaje się być próżnością,
„zabierającą” Bogu możliwość otwierania naszych serc na tajemnicę. „Jesteśmy
świadkami przerażającego okaleczania ludzkiego ducha, w wyniku którego człowiek
nie uznaje tego, co przekracza jego naturalne zdolności”. Tajemnica dla wielu
współczesnych „oświeconych poszukiwaczy prawdy”, staje się czymś obcym, a nawet
przedmiotem sztucznie budowanych drwin, czy podejrzeń. Człowiek dzisiejszy
zdeterminowany ciągłym wyjaśnianiem rzeczywistości, opanowany pragnieniem
nieustannego posiadania czegokolwiek- od kolekcjonowania nic nieznaczących
faktów, po zabawki wypełniające życie…, wchodzi w sferę kompletnego zubożenia.
Bez przybliżenia się do tajemnicy, którą Bóg krok po kroku odsłania, człowiek
buduje swoją „religię”, opartą tylko i wyłącznie na przesłankach praktycznego
rozumu. „Ponieważ Boga nie spotykamy w próbówce, komputer nic o Nim nie wie,
lista płac o Nim nie wspomina, żyjemy, jakby Bóg nie istniał”. Zobaczmy na
Tomasza, który pewnie chciał zaspokoić swoją ciekawość- tak zwyczajnie, bez
naukowych fajerwerków. Kiedy jednak Jezus podchodzi do Tomasza, ten rezygnuje
nagle z wszelkich roszczeń i daje prawdziwą, wielką odpowiedź: „Pan mój i Bóg
mój !” To odpowiedź człowieka przemienionego przez obecność Pana. Myślę o Nim,
jako o człowieku wyróżnionym, na swój sposób odważnym, uprzywilejowanym.
Czasami tak bardzo mu zazdroszczę tej łaski, tocząc wewnętrzne dialog w sobie,
wielokrotnie wypowiadam Bogu moje wewnętrzne pragnienie: „chcę Ciebie zobaczyć.
A nie mogę tak jak on !” Pewnie każdemu z nas Bóg odsłania swoją twarz inaczej…
Tomasz ma bardzo wiele wspólnego z siostrą Faustyną. Otrzymali łaskę namacalnego
doświadczenia obecności Chrystusa Zmartwychwstałego. To doświadczenie wzmocniło
ich wiarę i pozwoliło utożsamić się z trudną i wymagającą miłością – płynącą z
Jego ran, naznaczoną cieniem Krzyża. Tomasz włożył palec w rany Jezusa, dotknął
cielesności (mięsistości ran w których pulsowało życie), która została
opieczętowana pamiątką miłości, której na imię cierpienie. Ujrzeniem znaków
będących najbardziej przekonywującym argumentem za głębią Bożego Miłosierdzia.
Faustyna zobaczyła twarz Chrystusa, emanujące promienie z boku, barwę głosu
wydobywającą się z Jego ust, wyrażoną w pragnieniu wypowiedzenia światu miłości
do każdego grzesznika. Opisuje o tym doświadczeniu tak zwyczajnie, relacjonując
nam w sposób najbardziej prosty, a zarazem głęboki w otrzymanym przesłaniu.
„Wieczorem, kiedy byłam w celi, ujrzałam Pana Jezusa ubranego w szacie białej.
Jedna ręka wzniesiona do błogosławieństwa, a druga dotykała szaty na piersiach.
Z uchylenia szaty na piersiach wychodziły dwa wielkie promienie, jeden
czerwony, a drugi blady. W milczeniu wpatrywałam się w Pana, dusza moja była
przejęta bojaźnią, ale i radością wielką. Po chwili powiedział mi Jezus:
Wymaluj obraz według rysunku, który widzisz, z podpisem: Jezu, ufam Tobie.
(...) Ja pragnę, aby było Święto Miłosierdzia. Chcę, aby ten obraz, który
wymalujesz pędzlem, był uroczyście poświęcony w pierwszą niedzielę po
Wielkanocy, ta niedziela ma być świętem Miłosierdzia. Pragnę, ażeby kapłani
głosili to wielkie miłosierdzie moje względem dusz grzesznych. Niech się nie
lęka zbliżyć do mnie grzesznik.” Wielokrotnie byłem w Wilnie w kaplicy gdzie
został umieszczony obraz jaki zobaczyła św. Faustyna. Na kolanach
próbowałem kontemplować Jezusa
Miłosiernego, którym z taką czułością pisała w swoim „Dzienniczku”. Jest wiele
cudownych dzieł sztuki przedstawiających Chrystusa, ale ten wydaje się
szczególny; swoją siłą oddziaływania pozwala nam stanąć w obecności Boga, który
jest Miłością. W tym miejscu należy przypomnieć sobie Chrystusowe
błogosławieństwo, przewidziane dla wszystkich „niedowiarków” przepływającej jak
rzeka historii świata: „Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”. Może
warto z wiarą w sercu po raz kolejny, zgodzić się na obecność Jezusa w naszym
życiu. Kiedy to uczynimy, inaczej spojrzymy na mnóstwo naszych życiowych spraw.
Wtedy przyjdziemy do kościoła o wiele wcześniej za nim rozpocznie się Msza
Święta, ponieważ będziemy widzieli, że On na nas czeka i chce podarować nam coś
o wiele większego niż poczucie pewności- Wiarę !