J 14,
15-21
Jezus
powiedział do swoich uczniów: «Jeżeli Mnie miłujecie, będziecie zachowywać moje
przykazania. Ja zaś będę prosił Ojca, a innego Parakleta da wam, aby z wami był
na zawsze – Ducha Prawdy, którego świat przyjąć nie może, ponieważ Go nie widzi
ani nie zna. Ale wy Go znacie, ponieważ u was przebywa i w was będzie. Nie
zostawię was sierotami. Przyjdę do was. Jeszcze chwila, a świat nie będzie już
Mnie widział. Ale wy Mnie widzicie; ponieważ Ja żyję i wy żyć będziecie. W owym
dniu poznacie, że Ja jestem w Ojcu moim, a wy we Mnie i Ja w was. Kto ma
przykazania moje i je zachowuje, ten Mnie miłuje. Kto zaś Mnie miłuje, ten
będzie umiłowany przez Ojca mego, a również Ja będę go miłował i objawię mu
siebie».
„Żyjemy otoczeni
nieskończoną wielością tajemnic”- te słowa napisał Lew Szestow próbując ukazać
jak mały jest człowiek, jak mały jest jego rozum aby zgłębić tajemnicę Boga i
świata. Myślę, że jedną z takich tajemnic jest wyjątkowa, subtelna i życiodajna
obecność Ducha Świętego. Nie wiem, czy jakiś najbardziej rzutki teolog
odważyłby się napisać biografię Ducha Świętego. To nie lada wyzwanie które z
pewnością wymagałoby jakiejś duchowej wrażliwości i przenikliwości duszy. Trzeba
zatem zachować pokorę i milczenie wobec tej Tajemnicy, bowiem „dramat zbawienia
odbywa się za zasłoną” (S.Weil). Lepiej będzie jak pragnienie poznania
„Gołębicy” stanie się pragnieniem ożywczego źródła. W historii chrześcijaństwa
były momenty w których nawet zapominano o Duchu, trochę nieświadomie
marginalizując Jego obecność. Nawet sam św. Augustyn przyznaje, że „ludzie
uczeni napisali wiele książek o Ojcu i Synu. Natomiast Duch Święty nie stał się
przedmiotem studiów tak obfitych, tak starannie prowadzonych przez uczonych i
wielkich komentatorów boskich Pism, by można było łatwo pojąć także Jego własny
charakter, z powodu którego nie możemy Go nazwać ani Synem ani Ojcem, ale
jedynie Duchem Świętym”. Pewien ewangelicki teolog nawet stwierdził, że Duch
Święty jest dzisiaj w dużej mierze „nieznanym Bogiem”. Nawet pomimo eksplozji
tak wielu charyzmatycznych ruchów i wspólnot w różnych kościołach, wielu
chrześcijan zatrzymuje się tylko na zewnętrznych znakach, okraszonych pewną
nadzwyczajnością, niż na samej osobie Ducha Świętego. A przecież jak powie św.
Bazyli Wielki: „Stworzenie nie posiada żadnego daru, który by nie pochodził od
Ducha. Jest On Uświęcicielem, który nas na powrót jednoczy z Bogiem”. Nie
sposób zliczyć, ile to razy Duch Święty wtargnął niczym żywioł w historię i
osobiste życie każdego człowieka. „Duch nazwany jest Królestwem i daje początek
królowaniu Boga w nas” (M. Kabasilas). Każdy z nas przeżył w swoim życiu małe
zwiastowania i pięćdziesiątnice- poruszenia serca i duchowe rewitalizacje. Ile
to razy w kryzysach wiary, ucieczkach i wejściach w grzech- On przypominał o
zmartwychwstałym Chrystusie i jego darmowej miłości. Kościół od wieków wołał i
nie przestaje wołać z głębi swego jestestwa: eltheto to Hagion Pneuma sou eph hemas Kai katharisato hemas- niech
przyjdzie Duch Twój na nas i oczyści nas. Dzięki Jego dynamizującej obecności
Kościół staje się comunio sanctorum- wspólnotą
uświęconą i przebóstwioną. Pewnie w tym miejscu należy postawić sobie kilka
odważnych pytań: Czy otwieram się na nowość Ducha, wsłuchując się w Jego głos i
odczytując natchnienia ? Czy rozpoznaję oczyma wiary Kościół jako ikonę Trójcy,
w łonie której zostałem zrodzony aby uwielbiać Boga całym życiem ? Odpowiadając
w duszy na te pytania, niech słowa przeistoczą się w modlitwę epiklezy,
zwracając się do Ojca, aby Duch objawił Chrystusa. Kończę słowami modlitwy
brata Rogera z Taize: „Duchu Święty, tchnienie miłości Chrystusa. Ty składasz w
każdym człowieku wiarę, która jest bardzo prostym zaufaniem, tak prostym, że
wszyscy mogą je przyjąć. Znany czy nieznany, w naszych ciemnościach rozpalasz
ogień, który nigdy nie zagaśnie”.