Święta spowolniły na
chwilę rzeczywistość, odzierając ją z niecierpliwości, pośpiechu i skupienia na
pracy. W tym czasie choć odrobinę staramy się być bliżej siebie, odkrywając ten
najpiękniejszy z horyzontów człowieczeństwa wychylonych ku zstępującej nań cudownie
Boskości. Będąc blisko innych i poddając się subtelnemu drganiu duszy,
uświadamiasz sobie, że nasz świat do końca nie zwariował i duchowo nie
zbankrutował. Delikatna i bezpretensjonalna obecność innych przynosi
pocieszenie. Zamieszkać w sobie i innych- nagląca konieczność istnienia. Z drugiej strony dociera bolesna prawda, iż
nasz czas się kurczy, zużywa, czego uzewnętrznieniem jest kolejny rok odłożony
w „archiwum historii”- niczym kalorie zwiększające obfitość brzucha. Pozorna
przewidywalność cyklu w którym dzieciństwo staje się dorosłością, dorosłość
przyobleka się w szatę starości, a okruchy kończącego się dnia, stają się wiedzą mędrca stojącego na kamieniu; wołającego uparcie o zauważenie prawdy.
Koniec roku skłania do osobistych podsumowań, przemyśleń, czy dokonań
rozpatrywanych w kategorii sukcesu lub pochmurnie zaakceptowanych porażek.
Można wytyczyć sobie wiele dalekosiężnych celów, lecz tylko nieliczne uda się w
pełni zrealizować. Minuty których wartość odrywamy wraz z pojawieniem się
siwych włosów, wydają się zmarnowane i przy nadmiarze najszlachetniejszych
chęci nie możemy ich już odzyskać. Przepadły bezpowrotnie w rzeczywistości
ludzkich zrywów, zatrzymań, czy tchórzliwych wahań. Czas wygładza szorstkość
naszego istnienia. Nasza inteligencja jest zagubiona wobec faktu przemijania i
zmniejszającego się dystansu wobec śmierci. Potrzebuje miarowego oddechu,
świeżego powietrza i natychmiastowego otrzeźwienia. Ta świadomość jest z gruntu
terapeutyczna. Moje opinie też są zwietrzałe, ponieważ siła ich rezonowania
jest wczorajsza i najwyraźniej się przedawniła w natłoku filozoficznych zdumień
których świeżość jest obarczona rycerską odwagą. Nikt nie chce słów z
przedwczoraj, tak jak niewielu dzieli szczerstwiały chleb. Za chwilę kolejny rok. Będziemy go witali
radośnie, choć nie bez nuty niepokoju i podrażniającej błonę oka wilgotności. W
wielu miejscach odkorkowane będą butelki szampana, kolorowe iluminacje i
wystrzelone w niebo tony fajerwerków. Ulicami wielkich metropolii przejdą
karnawałowe korowody kobiet i mężczyzn poddanych drganiu muzyki i tańców
których ekspresja będzie miała w sobie coś archaicznego i inicjacyjnego. Homo ludens- zatopiony w nocnej
afirmacji cielesności, wyjętej poza nawias religii i gorsetu obyczajów, przeszytej
wypuszczoną ukradkiem strzałą Erosa. Przytulenia, pocałunki i życzenia wprawią
świat w ruch którego siła będzie musiała uporać z widmem pełnych urojenia
szaleńców i wojen. „Nie sposób nawet przez sekundę pomyśleć o wszystkich
ludziach żyjących na ziemi, z których każdy jest obdarzony duszą i potężną mocą
błędu”- pisał Christian Bobin. Empatia burząca mury uprzedzeń i pobojowiska
śmierci. Dotknąć życia ! Wielu z ludzi będzie opadać ze zmęczenia i
paraliżującego lęku, przed kolejnymi bombardowaniami i ratowaniem resztek z
tego, co kiedyś było ich bezpiecznym domem. Z pod nawarstwień niepewności musi
wydobyć się uśmiech i szczere spojrzenie dziecka które być może najlepiej
pojmuje siłę dobra i miłości. „Liczy się siła radości która wybucha w
zwierciadle naszych oczu” i dłoń Boga uchylająca okno pokoju. Oprócz tej
euforii szczęścia, chrześcijaństwo może dać światu siłę wiary zdolną przenosić
góry, aby z ruin wznosić fundamenty utraconego niegdyś Raju. Najpiękniejszą
krainą istot wychylonych ku nadziei jest serce w którym miłość unicestwia nienawiść.
Ono poruszone modlitwą, spotyka na peryferiach Tego, który rozchyla szczeliny
czasu i zsyła dar błogosławieństwa. Oby nowy rok był spokojniejszy, wbrew
wszelkim prognostom lęku i nachalnym zakusom zła.