5, 1-16
Było
święto żydowskie i Jezus udał się do Jerozolimy. W Jerozolimie zaś jest przy
Owczej Bramie sadzawka, nazwana po hebrajsku Betesda, mająca pięć krużganków.
Leżało w nich mnóstwo chorych: niewidomych, chromych, sparaliżowanych. Znajdował
się tam pewien człowiek, który już od lat trzydziestu ośmiu cierpiał na swoją
chorobę. Gdy Jezus ujrzał go leżącego i poznał, że czeka już dłuższy czas,
rzekł do niego: «Czy chcesz wyzdrowieć?» Odpowiedział Mu chory: «Panie, nie mam
człowieka, aby mnie wprowadził do sadzawki, gdy nastąpi poruszenie wody. W
czasie kiedy ja dochodzę, inny wstępuje przede mną». Rzekł do niego Jezus:
«Wstań, weź swoje nosze i chodź!» Natychmiast wyzdrowiał ów człowiek, wziął
swoje nosze i chodził…
Sadzawka Owcza jawi się
nie tylko jako miejsce rytualnego obmycia dla tych którzy byli naznaczeni licznymi
chorobami. Betesdą jest również Kościół w którego łonie dojrzewa i rodzi się
przez chrzest nowy człowiek. W Kościele starożytnym katechumen musiał rozebrać
się do naga, żeby móc wejść do baptysterium i przyjąć Chrzest. „Podchodzisz
zatem do świętego chrztu i najpierw wyzbywasz się swego odzienia” (Teodor z
Mopsuestii). Musiał pozostawić wstyd i wszystko to, co pogańskie za drzwiami
świątyni: „wyzucie się ze starego człowieka wraz z jego uczynkami”. Jest w tym
akcie ewidentna analogia do ogołocenia na wzór Ukrzyżowanego Chrystusa. Będąc zanurzonym
w matczynym łonie Kościoła człowiek zostaje „oczyszczony” i przez narodziny
staje się nowym stworzeniem. Poganin staje się wierzącym; woda zaś w której
został zanurzony staje się wodą wytryskującą ku życiu wiecznemu. Dlatego z
pełną odpowiedzialnością św. Grzegorz przekonywał jeszcze niezdecydowanych na
chrzest, słowami: „Jesteś poza Rajem, katechumenie. Dzielisz wygnanie Adama,
naszego ojca. Teraz drzwi się otwierają. Wejdź tam, skąd przyszedłeś”. Pierwsi
chrześcijanie a za nimi całe rzesze wyznawców uważały sakrament Chrztu jako
wejście do Kościoła- upatrując w tym powrót do edenicznej harmonii Raju. Przypomina
nam o tym ważnym aspekcie wspólnota przygotowująca się przez pokutę na
przeżycie Paschy. Już w starożytności uważano, że Wielki Post jest czasem
bezpośredniego przygotowania do przyjęcia sakramentów; była to „szkoła ćwiczeń
gimnastycznych z trenowaniem i zaprawą”- jak uważał św. Jan Chryzostom. Cały
ten czas służył przygotowaniu do bycia „zanurzonym w wodzie” niczym ryba.
Novalis romantyczny poeta nazywał Boga „oceanem życia”, a chrzest jest niczym
innym jak „nurkowaniem ku głębi”. Mowa tu o oceanie życia napełnionym łaską
Chrystusa; z niej wychodzi ktoś zupełnie inny- przemieniony i o duszy
rozpromienionej niczym najsilniej świecący neon. „W wodzie chrztu winno zatem
utonąć wszystko, co dzieli nas od Boga. Z wody chrztu winien zmartwychwstać człowiek,
który żyje z Chrystusem”. Większość z nas została zanurzona w tym Źródle. Ale
czy został w niej utopiony stary nasz człowiek ? Mam ciągle przed oczami
inskrypcję z wczesnochrześcijańskiego baptysterium w Moguncji, brzmi
następująco: „Sala chrztu świętego… Chrystus obmywa tam w rzece grzech Adama”. Mój
grzech.