Łk 9, 22-25
Jezus
powiedział do swoich uczniów: «Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć: będzie
odrzucony przez starszyznę, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; zostanie zabity,
a trzeciego dnia zmartwychwstanie». Potem mówił do wszystkich: «Jeśli ktoś chce
iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i
niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci
swe życie z mego powodu, ten je zachowa. Bo cóż za korzyść dla człowieka, jeśli
cały świat zyska, a siebie zatraci lub szkodę poniesie?»
Zawsze mnie porusza początek i
zakończenie rosyjskiego filmu pt. Wyspa. Pierwszy
kadr który się pojawia przed widzem, to obraz starca ojca Anatola leżącego krzyżem
na ziemi, wśród zimnej scenerii i
surowej wyspy- jednej z wielu rozsianych na Morzu Białym. Film Pawła Łungina to
prawosławna opowieść o pokajaniu- nawróceniu serca, drodze niechcianego, choć
urzeczywistnionego zła i zmartwychwstaniu. Cała fabuła jest przepleciona
zmaganiem duchowym Anatola, charyzmatycznego i posiadającego dar uzdrawiania
mnicha. Jego droga wiary jest odpowiedzią na jeden czyn z młodzieńczej
przeszłości, zabójstwo człowieka do którego został przymuszony. Świadomość dokonanego
czynu i intensywność przeżyć owocują postawą głębokiej i zawstydzającej ascezy,
którą w sposób niezwykle radykalny realizuje ów starzec. Film ten jest mądrą
refleksją o Krzyżu wpisanym w życie każdego człowieka. Ostatni kadr to również
krzyż, usytuowany w bliskości trumny ze starcem odbywającym swoją ostatnią drogę
na spotkanie z Chrystusem. Wielki Post jest czasem naszego podniesienia krzyża,
utożsamienia się z nim, objęcia go w ramionach. W chrześcijaństwie nie można
zamienić własnego krzyża na jakieś zamiennik z którym przejdziemy komfortowo i
bezboleśnie przez życie. Pewnie wielu by tak chciało, aby cierpienie fizyczne i
duchowe było czymś styropianowym, tylko przejściowym- prawie nieodczuwalnym. Chrześcijaństwo
nie jest jakimś rodzajem bezsensownego cierpiętnictwa, jest pełne realizmu
życiowego i odwagi zmierzenia się z najtrudniejszymi sytuacjami życiowymi. "Uczeń Chrystusa- pisze św. Ignacy Branczaninow- tylko wtedy prawidłowo niesie swój krzyż, kiedy uznaje że te właśnie zesłane mu niedole, a nie jakieś inne są konieczne dla jego zbawienia i doskonalenia się w Chrystusie". Kiedy
spoglądam na wspaniałe bizantyjskie czy romańskie krucyfiksy, dostrzegam
Chrystusową historię zwycięstwa, której fragmentem jest moje życie i zmagania.
One nie są bezsensowne, bowiem podnosi je ku górze i przeobraża zwycięstwo
Boga-Człowieka. W obrazach z przeszłości dominuje wizerunek Chrystusa
zwycięskiego, walecznego króla panującego z drzewa życia. W tym miejscu
przypomina mi się treść staroangielskiego poematu z VIII wieku Sen o krzyżu: „Zrzucił swe szaty młody
wojownik, a był to Bóg wszechmocny, niezłomny, niezachwiany. Wstąpił na krzyż
wysoki, mężny, na oczach wielu, by wyzwolić swój ludzki ród. Zadrżałem gdy
bohater otoczył mnie ramionami… Musiałem trwać niewzruszenie. Krzyżem mnie
postawiono, bym w górę wyniósł możnego Króla, Pana Zastępów.”