Jezus
powiedział do swoich uczniów: «Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest
miłosierny. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie
będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. Dawajcie, a
będzie wam dane; miarę dobrą, ubitą, utrzęsioną i wypełnioną ponad brzegi
wsypią w zanadrza wasze. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie».
Myślę, że Bóg
odwiecznie szuka dostępu do człowieka posługując się językiem miłości. W ten
sposób Miłość zaprasza do odwzajemnienia i wejścia w komunię, poprzez
reanimację człowieczego serca i skierowanie spojrzenia ku potrzebującemu bratu.
Językiem chrześcijaństwa jest miłość- czasami przemilczana, zamknięta w
szczelnym kuferku poprawności, stłamszona w doktrynalnym poczuciu wyższości,
przyćmiona dumną ignorancją, ale jednak miłość. Miłość zamknięta w sercach
maluczkich i prostaczków wyciągała wielokrotnie Kościół z tarapatów zasklepienia
w sobie i pominięciu najważniejszego przykazania. Największym bogactwem i
sukcesem Kościoła podnoszącym go z rozlicznych kłopotów, jest nieustannie pełna
miłości postawa chrześcijan. Na twarzach Chrystusowych świadków rozbłyskuje
urzekający blask miłości. „Człowiek jest powołany do tego, żeby przyjąć w
siebie świat- pisze O. Clement- pojąć go swoim rozumem i objąć swoją miłością”.
To objęcie miłością jest najbardziej przekonującym argumentem za Bogiem skrytym
w sercu człowieka. „Wiedza bez miłości może stać się jedynie bezduszną
erudycją. Tak jak wiara i religijne obrzędy- bez ciepła, wewnętrznego
przekonania i oddania ludziom stają się łatwo, w ich odczuciu, pustymi
ceremoniami. Jeśli dawać, to z największą życzliwością, troską i wrażliwością o
ludzkie sprawy… Bez miłości, podobną jałmużną i upokorzeniem byłaby również
opieka nad wszystkimi ludźmi zdanymi na pomoc drugiego człowieka (W.
Hryniewicz). Miłość wrażliwa i pełna współczucia przeistacza się w pełne
miłosierdzia bycie z innymi i dla innych. W chrześcijaństwie nie można zastąpić
miłosierdzia jakimś tanim socjalnym działaniem. Miłosierdzie przekracza hojne
rozdawnictwo dóbr, jest umiejętnością dostrzeżenia w drugim człowieku
Chrystusa. Święty Jan Chryzostom w jednej z homilii nawoływał: „Piłeś Krew
Pańską, a nie poznajesz swego brata. Bezcześcisz ten stół właśnie przez to, że
myślisz, iż nie jest godzien, aby podzielić się z nim pokarmem, ten, który był
uznany za godnego, aby przy tym stole brać udział w uczcie. Bóg cię zbawił od
wszystkich twych grzechów i zaprosił cię na tę ucztę. Ale ty nie stałeś się
przez to bardziej miłosierny”. Ojcowie Kościoła nie oddzielali miłosierdzia,
które czyni nam Bóg, od miłosierdzia świadczonego przez nas bliźnim. Bez
miłości nie można zrozumieć Boga, który sam przecież jest miłością. Nie sposób
zrozumieć żyjącego obok mnie człowieka. Nie można usadowić się w świecie. Tomasz
z Akwinu wskazywał, że „miłosierdzie jest to przymuszające do przyjścia z
pomocą takie odczuwanie ludzkiej biedy, jakby to mnie ona spotkała”. W ten
sposób chrześcijanin przekracza czysto ludzki altruizm, staje się „ikoną
Chrystusa”- obmywającego łzy cierpiących, rozdającego chleb, cierpiącego wraz z
tymi którzy doświadczają ucisku. Liturgia bizantyjska przez całe wieki odsłania
w wezwaniu diakona, który woła poprzedzając moment recytacji Credo: „Miłujmy
się wzajemnie, abyśmy mogli zgodnie wyznać”. Tylko wzajemna miłość potrafi
czynić życie piękniejszym, skracając odległość między ziemią a niebem.