sobota, 11 czerwca 2016

Dz 11,21b-26;13,1-3
W Antiochii wielka liczba ludzi uwierzyła i nawróciła się do Pana. Wieść o tym doszła do uszu Kościoła w Jerozolimie. Wysłano do Antiochii Barnabę. Gdy on przybył i zobaczył działania łaski Bożej, ucieszył się i zachęcał, aby całym sercem wytrwali przy Panu; był bowiem człowiekiem dobrym i pełnym Ducha Świętego i wiary. Pozyskano wtedy wielką rzeszę dla Pana. Udał się też do Tarsu, aby odszukać Szawła. A kiedy go znalazł, przyprowadził do Antiochii i przez cały rok pracowali razem w Kościele, nauczając wielką rzeszę ludzi. W Antiochii też po raz pierwszy nazwano uczniów chrześcijanami…

Gdybym zdobył się na odwagę spontanicznego przeprowadzenia ankiety ulicznej z pytaniem: Co znaczy słowo chrześcijanin ? Zapewne duża część przypadkowych ludzi miałaby problem z  odpowiedzią na to pytanie, a większa część napotkanych rozmówców próbowałaby gdzieś oscylować w temacie chrztu. Uśmiechałbym się z lekką ironią i szeptał: blisko…, blisko, ale to jeszcze nie to. Zanim przystąpiłem do pisania tego rozważania, przejrzałem uważnie kilka słowników- od tych opasłych (akademickich), po filozoficznie i teologiczne rzecz jasna. Żeby niezadowolić się tylko książkową wiedzą posurfowałem przez kilka chrześcijańskich- wielodenominacyjnych stron. Wszędzie napotkałem zbliżoną lub pokrywającą się odpowiedź. Chrześcijanin (łac. christnianus-  znaczy tyle, co wyznawca lub należący do Chrystusa- Boga-Człowieka). Stąd nazwa chrześcijaństwo- chrześcijanie (gr. christnianismos, christnianoi). Kiedy już znamy wyjaśnienie terminu „chrześcijanin”, możemy spokojnie umiejscowić wyznawcę Chrystusa w strukturze jaką jest Kościół. Nie można zrozumieć tego, kim jest chrześcijanin w oderwaniu od pojęcia Kościoła- jako Wspólnoty: ludzi z krwi i kości, uczniów, wyznawców, przyjaciół, świadków i świętych. Congar pisał: „Kościół ma sens tylko w odniesieniu do Jezusa Chrystusa i do Ewangelii, która mówi o Nim. Wszelka interpretacja jego życia, która od początku nie bierze pod uwagę tego odniesienia, jest niewystarczająca i błędna… Zrozumiemy Kościół tym lepiej, im lepiej będziemy szukać i poznawać Jego !” To pokazuje iż kamieniem węgielnym Kościoła jest właściwie sam Chrystus. Pisze o tym wyraźnie Apostoł Piotr: „Przystępując do Niego, do żywego Kamienia, odrzuconego wprawdzie przez ludzi, ale przez Boga wybranego i okrytego chwałą, sami również jak żywe kamienie budujecie swój dom duchowy, święte kapłaństwo, aby przez Jezusa Chrystusa składać ofiary duchowe, miłe Bogu !” (1P 2,4). Greckie słowo ekklesia, tłumaczy się jako „kościół”, pochodzi od czasownika ekkaleo- „wzywać”. Kościół chrześcijański jest „świętym zwołaniem”, powołanym i umiłowanym przez Chrystusa. Wspólnotą wybraną i bezkompromisowo wybierającą Chrystusa na swojego Pana i Zbawiciela. „Kościół nie jest jedynie sumą indywiduów. Zgromadzeni razem członkowie Kościoła tworzą jedno ciało, niepodzielny organizm” (H. Ałfiejew). Często pisząc lub wymawiając słowo „Kościół” myślimy tylko o instytucji- nic bardziej mylnego i fałszującego tę bosko- ludzką strukturę. Musimy przebić się przez ściany teologicznych konstrukcji i pozornych prostych uzasadnień. Soborowa Konstytucja dogmatyczna Lumen gentium wskazuje na ideę Kościoła jako sakramentu zbawienia. „Chrystus wywyższony ponad ziemię wszystkich do siebie przyciągnął; powstawszy z martwych Ducha swego ożywiciela zesłał na uczniów i przez Niego ustanowił Ciało swoje, którym jest Kościół, jako powszechny sakrament zbawienia; siedząc po prawicy Ojca działa ustawicznie w świecie, aby prowadzić ludzi do Kościoła i przezeń mocniej ich z sobą złączyć”. W rzeczywistości Kościoła w całej rozciągłości i głębi, spełniło się starotestamentalne proroctwo: „W ostatnich dniach wyleję Ducha mojego na wszelkie ciało”(Dz 2, 17). Wydarzenie Pięćdziesiątnicy czyni chrześcijaństwo wspólnotą charyzmatyczną, rewolucyjną, zmieniającą oblicze świata. „Wszyscy otrzymali Ducha jako „zadatek” nowego eonu, do którego należy Kościół, trwając jeszcze w starym eonie. Kościół jest początkiem „dni ostatnich”(M. Afanasjew). Wspólnota zapowiadająca bliskość Królestwa Bożego i wypatrująca z napięciem nadejścia Umiłowanego Oblubieńca. Bardzo wielu chrześcijanin usadawia się niewłaściwie we wspólnocie Kościoła. Wyścig o pierwsze miejsca, zaliczenie katechizmowych pryncypiów. Myślą o Kościele jak o formie przestrzeni „tu i teraz” w której można sobie wypracować profity na wieczność. Wielu katolików obsesyjnie skupia się na doktrynalnych zasadach, prawnych uwarunkowaniach i przestrzeganiu rytuałów, zapominając o tym co najważniejsze, „że sercem katolicyzmu jest żywe doświadczenie jedności w Chrystusie, wykraczające daleko poza wszelkie sformułowania pojęciowe. Na skutek czego umyka naszej uwadze fakt, że katolicyzm stanowi przedsmak i doświadczenie życia wiecznego” (T. Merton). Kończę to rozważanie lekko prowokacyjnymi słowami Bernanosa: „Nasz Kościół jest Kościołem świętych. Kto zbliża się doń z nieufnością, spodziewa się, że napotka tylko zatrzaśnięte drzwi, barierki, zakratowane okna i jakąś duchową żandarmerię… Nasz Kościół jest kościołem świętych…, cała ta potężna aparatura mądrości, siły, prężnej dyscypliny, wspaniałości i majestatu byłaby niczym, gdyby nie ożywiała jej miłość. Lecz letniość szuka w niej tylko solidnego zabezpieczenia przed ryzykiem, jakie niesie Bóstwo”. Chrześcijanin i Kościół- dwa słowa; a jednocześnie teologiczny monolit !