niedziela, 12 czerwca 2016

Łk 7, 36-50
 A oto kobieta, która prowadziła w mieście życie grzeszne… przyniosła flakonik alabastrowy olejku, i stanąwszy z tyłu u nóg Jego płacząc, zaczęła łzami oblewać Jego nogi i włosami je wycierać. Potem całowała Jego stopy i namaszczała je olejkiem…

W Ewangelii możemy prześledzić mnóstwo wydarzeń, które sprawiają w nas emocjonalne poruszenie. Tam gdzie pojawia się Chrystus, zawsze może wydarzyć się coś nieprzewidzianego, niezaplanowanego, przekraczającego zasady ustalonej z góry etykiety. Jezus przychodzi na obiad do domu faryzeusza, wszystko jest przygotowane jak należy; towarzystwo inteligenckie z poczuciem religijnej wyższości, stół się ugina od wyszukanego jadła, wszystko okraszone jest grzecznymi, choć niepozbawionymi podejrzliwości słowami i gestami. Nagle ten podniosły nastrój burzy przyjście bezimiennej kobiety- powszechnie uważanej jako grzesznica. „Być może prostytutki mają imiona, lecz żyją w świecie, w którym imiona nie istnieją”. Kobieta jest osobą powszechnie znaną w swojej branży. „Nawet ludzie „porządni” potrzebują jej po to, aby poczuć się lepiej, aby móc powiedzieć: „Nie upadłem tak nisko jak ona”. Takie osoby sprawiają, że w społeczeństwie w którym kamuflowana jest moralna erozja, można poczuć się lepiej. Ona również doskonale zna mężczyzn- szczególnie tych „poukładanych”, „bezgrzesznych”- pobożnych świntuchów, którzy może jej fizycznie nie posiadali, ale w swoich myślach i sercu czynili najbardziej ohydne rzeczy. Dostojewski piał, „że gdyby ludzkie myśli pachniały, to na świecie roznosiłby się nieopisany odór, tak że wszyscy zostalibyśmy śmiertelnie zatruci”. W izbie gospodarza zaczął się unosić swąd zatruwających serca myśli: od tych nieczystych, sięgających dna, aż po uśmiercające (odbierające prawo istnienia człowiekowi). Największą nieczystością tego domu nie było wkroczenie kurtyzany, lecz zatwardziałe serca mężczyzn przekonanych o swojej nieskazitelności. Pozornie miła kolacja zmienia się w „spektakl” darmowej miłości Boga. Grzesznica- jak o niej wszyscy myślą (przedmiot z którym można robić co się żywnie spodoba…), jako jedyna jest autentyczna, na jej twarzy wypisuje się cała prawda: cierpienie, lęk, wielokrotne poranienie, głód prawdziwej miłości, ostatnia resztka nadziei wypisana w źrenicach oczu. Tylko Chrystus spoglądał na nią inaczej; w Jego oczach można było dostrzec współczucie i  kochające spojrzenie. Kobieta prawdopodobnie widziała już Jezusa, słyszała Go, była pod wrażeniem wyzwalającej nauki. To była przełomowa chwila. W oczach ludzi pozostawała grzesznicą- skazaną na społeczne wykluczenie, pogardę i ból, ale w środku została przemieniona. „Czuła, że zamieszkał w niej ten człowiek” (F. Chalet). Odpowiedzią na przebaczenie płynące z serca Boga, było jej niekonwencjonalne dziękczynienie. Wyraziła to przez pocałunek, łzy, namaszczenie olejkiem- liturgia miłości- najpiękniejsza, ponieważ zrodzona z darmowej miłości. Odpuszczone zostały jej grzechy, odeszła wolna i lekka niczym piórko. Ewangeliczny sakrament pojednania w którym to, co najbardziej przerażające, obrzydliwe, wydzielające odór duchowej śmierci- zostaje obmyte miłością Boga.