Eliasz
powiedział Achabowi: «Idź! Jedz i pij, bo słyszę odgłos deszczu». Achab zatem
poszedł jeść i pić, a Eliasz wszedł na szczyt Karmelu i pochyliwszy się ku
ziemi, wtulił twarz między kolana. Potem powiedział swemu słudze: «Podejdź i
spójrz w stronę morza!» On podszedł, spojrzał i wnet powiedział: «Nie ma nic!»
Na to mu odrzekł Eliasz: «Wracaj siedem razy!» Za siódmym razem sługa
powiedział: «Oto obłok mały jak dłoń człowieka podnosi się z morza!» Wtedy mu
rozkazał: «Idź, powiedz Achabowi: Zaprzęgaj i odjeżdżaj, aby cię deszcz nie
zaskoczył». Niebawem chmury oraz wiatr zaciemniły niebo i spadła ulewa, więc
Achab wsiadł na wóz i udał się do Jizreel. A ręka Pańska wspomogła
Eliasza, by przepasawszy swe biodra, pobiegł przed Achabem w kierunku Jizreel.
Niełatwo jest pisać o bezkompromisowym proroku
Eliaszu, którego otacza tak mnóstwo legend- niezwykle barwnych, a zarazem
ciekawie splatających się z rzeczywistymi fragmentami historii Izraela. Biblia
podaje nam mnóstwo szczegółów związanych z interesującym i pełnym dynamiki
życiem Proroka. Eliasz zjawił się nagle, przychodząc z Tiszbe w Gileadzie, nie
do końca rozeznanej przez badaczy miejscowości, która ponoć leżała na wschód od
Jordanu, na obrzeżu pustyni. Jak podaje przekaz autora dzieła
deuteronomicznego, Jahwe posłał Eliasza, aby poinformował króla Achaba, że
królestwo zostanie dotknięte straszliwą suszą, ponieważ król i jego żona Izebel
ciężko zgrzeszyli, oddając cześć Baalowi i innym bóstwom kananejskim.
Przekazując tę wiadomość, Eliasz z obawy o własne życie udał się na wschodnią
stronę Jordanu, nad potok Kerit, gdzie pożywienie przynosiły mu kruki. Później
przeniósł się do Sarepty w Fenicji i tam zatrzymał się u pewnej wdowy; która
dzieliła się z nim jedzeniem, które dzięki zapewnieniu proroka rozmnażało się
cudownie każdego dnia. Zdumiewający jest fakt, iż Jahwe przemawiał do Eliasza
osobiście, a słów Bożych nie przyniósł wicher, ani trzęsienie ziemi, ani ogień:
słowa, które Prorok usłyszał, brzmiały- można to przełożyć na różne sposoby-
jak „cichy pomruk”, „przyciszony głos”, „łagodny szept” lub „głos łagodnej
ciszy”. Prawdziwy Bóg przemawia cicho, sprawdzając czy człowiek jest wstanie
wejść w przestrzeń błogosławionej ciszy- wejść w przepływający „szmer wiatru
cichego”. „Ascetyzm Eliasza wskazywał na drogę do wartości poza ziemskich. Jego
cuda dowodziły, że człowiek święty może narzucić swą wolę zjawiskom przyrody.
Prorocy uważali go za wzór i ideał. Ocalenie przez Eliasza ludu izraelskiego od
deprawacji kananejskiej stawiało go w
jednym rzędzie z Mojżeszem; jak Henoch, chodziło on z Bogiem, a jak twierdzili
niektórzy- jak Mojżesz został zabrany przez Boga do nieba” (M. Grant). Urzeka
mnie w tym fragmencie modlitewna postawa Eliasza, wszedł na szczyt góry Karmel
i pochylając się wtulił twarz między kolana. Tak dziwna pozycja ciała nasunęła
mi skojarzenie z modlitwą wschodniego hezychazmu. Wielu mądrych i przepełnionych
łaską Mistrzów życia duchowego, zalecało aby podczas recytowania modlitwy
Jezusowej przyjąć postawę prawie „embrionalną”- której celem było wejście w
miejsce serca. Tam w centrum duchowego jestestwa człowieka, miało zabrzmieć
święte imię Zbawiciela. Siedzenie w kucki tak często określano technicznie ten
dziwny sposób zaangażowania ciała w modlitwę. Pseudo- Symeon Nowy Teolog pisał:
„Niech spoczywa twój podbródek na piersi, skieruj spojrzenie swych oczu wraz z
całym umysłem na centrum swego brzucha, czyli na pępku”. Ta postawa modlitwy
wielu zachodnich myślicieli zainspirowała do ironicznych i trochę krzywdzących wypowiedzi na temat tej
praktyki- określając praktykujących ją, jako „wpatrujących się w pępek”. To nie
o pępek chodziło w całej tej psychosomatycznej praktyce, ale o serce. „Hezychasta-
napisze bp. K. Ware- korzysta z tej zasady w odniesieniu do modlitewnej postawy
w kucki (zbliżona postawa do Eliasza): przez zewnętrzne pochylenie się ku
sobie- tak dalece, jak to jest możliwe, a więc na obraz koła- można wpłynąć
bardziej na swój umysł, aby w ruchu okrężnym „powrócił do siebie”. Wspomnienie
Jezusa, w znaczeniu urzeczywistnienia Jego obecności, nada tej „modlitwie serca”
natchnienie i przede wszystkim formę. Wyraża to myśl św. Jana Klimaka: „Niech
pamięć o Jezusie złączy się z twym oddechem, a wówczas poznasz pożytek
wyciszenia”. Według Centurii modlitwą
Jezusową trzeba „nieustannie oddychać”. Oddychanie wprowadza w wewnętrzny
dialog, w życie Boga i przemienia świat. Kończę słowami starca Paisjusza
Wieliczkowskiego, niech będą dla nas zachętą do duchowego wejścia na górę i zatopienia się
w modlitwie serca: „Aby otrzymać i odczuć w sercu światło Chrystusa, trzeba- na
ile to możliwe- oddalić się od wszystkich rzeczy widzialnych. Kiedy dusza w wewnętrznej
wierze w Ukrzyżowanego oczyści się przez pokutę i dobre uczynki, trzeba zamknąć
oczy ciała, sprowadzić rozum w serce i wzywać nieustannie Imię Pana Naszego
Jezusa Chrystusa: „Panie, Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną !” W ten
sposób człowiek odpowiednio do swego zapału i przylgnięcia ducha do Oblubieńca
znajdzie we wzywaniu Imienia rozkosze budzące w nim pragnienie odnalezienia
najwyższego oświecenia.”