Jezus
powiedział do swoich uczniów: «Nikt nie może dwom panom służyć. Bo albo jednego
będzie nienawidził, a drugiego – miłował; albo z jednym będzie trzymał, a
drugim wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie! Dlatego powiadam wam: Nie
martwcie się o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swoje ciało, czym
się macie przyodziać. Czyż życie nie znaczy więcej niż pokarm, a ciało więcej
niż odzienie? Przypatrzcie się ptakom podniebnym: nie sieją ani żną i nie
zbierają do spichlerzy, a Ojciec wasz niebieski je żywi. Czyż wy nie jesteście ważniejsi
niż one? Kto z was, martwiąc się, może choćby jedną chwilę dołożyć do wieku
swego życia?... Nie martwcie się zatem i nie mówcie: co będziemy jedli? co
będziemy pili? czym będziemy się przyodziewali? Bo o to wszystko poganie
zabiegają. Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego
potrzebujecie. Starajcie się naprzód o królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość,
a to wszystko będzie wam dodane. Nie martwcie się więc o jutro, bo jutrzejszy
dzień sam o siebie martwić się będzie. Dosyć ma dzień każdy swojej biedy».
Zawsze mnie poruszał do
głębi ten fragment Ewangelii; ilekroć go czytałem uświadamiałem sobie jak
wielka istnieje zależność człowieka wobec Boga. Nie mam na myśli zależności w
sensie poddaństwa, ale współistnienia, jako część stworzonego świata- jako jego
cząstka, poruszana przez ożywcze tchnienie Stwórcy. Jak mawiali mądrzy ludzie
ducha: „Bóg każdego dnia stwarza świat, aby w nim odnaleźć człowieka”. Każdego
dnia dostrzegamy świat jako zdumiewającą paletę barw, refleksów i nie do końca
wytłumaczalnych zjawisk. Zdaje się, iż wielu już tego nie potrafi tego dostrzec.
Codzienność naznaczona pośpiechem, kolejne cele i strategie egzystencjalnego
budowania szczęścia pozbawiły nasze zmysły postawy zadziwienia oraz
kontemplacji. Żyjemy w społecznościach zakupoholików, ciułaczy, manipulatorów i
szybko wykolejonych od nadmiaru pieniędzy bankrutów. Martwimy się o każdy dzień
zerkając na prognozy pogody, sytuację na giełdzie, spadek lub wzrost walut.
Wszystko jest kalkulowane według zasady straty lub zysku. W tej gonitwie
opartej na zagarnianiu materii tego świata, podbijaniu i podporządkowaniu,
zatraciła się owa zdolność do dostrzeżenia pewnej subtelnej zależności- Bóg
podtrzymuje świat w istnieniu, dba o życie swoich stworzeń, uobecnia piękno
Królestwa Bożego. Jedynym antidotum na zachłanność, jest próba rewizji swojego
życia; może wycofanie się lekko na bok, aby nie być modelowanym przez zachłanny
kult posiadania i pieniądza. Potrzeba na nowo zaślubić panią biedę, tak jak to
rozumiał św. Franciszek z Asyżu i wielu innych charyzmatycznych ludzi
potrafiących przejść na paluszkach ponad głodem wygodnictwa i próżnej
wielkości. „Miara ubóstwa, zawsze bardzo osobista, wymaga twórczej inwencji.
Problem leży nie w pozbawieniu, lecz w użytku: właściwość daru, jaką nadaje się
podanej szklance wody, usprawiedliwia człowieka na sądzie ostatecznym. A jeśli
nie ma się czym dzielić, pozostaje przykład „nieuczciwego zarządcy” z
przypowieści ewangelicznej, który rozdaje bogactwa swego Pana (niewyczerpaną
miłość), aby powiększyć ilość „przyjaźni w Chrystusie”. Ten, kto nic nie
posiada staje się jak św. Franciszek,
św. Serafin z Sarowa, bł. Karol de Foucould- biednym bratem wszystkim,
rozdającym w nadmiarze miłość. Merton pisał: „Żyjemy w „pełni czasu” i wszystko
zostało „złożone” w nasze ręce. Wyobraźmy sobie, że zmierzmy ku końcowi, który
ma nadejść, i w pewnym sensie to prawda. Chrześcijaństwo zmierza w najgłębszym
wymiarze historycznym ku „odnowieniu wszystkich rzeczy w Chrystusie”. Jednak z
chwilą gdy Chrystus pokonał śmierć i zesłał Ducha Świętego, to odnowienie już
nastąpiło. Pozostaje nam jedynie zadbać by dla wszystkich było widoczne… Mówiąc
słowami pierwszych chrześcijan, oznacza to chwalić Boga i spożywać swój chleb „w
prostocie serca”. Prosto oznacza rezygnację z podboju świata, zabezpieczeń
finansowych które będą spędzały nam sen z powiek. Nie chodzi o upłynnienie
swojego majątku, czy wyrzucenie przez okno kosztownych rzeczy. Chodzi o rewolucję
serca i umysłu- wolność ducha i piękne serce zbudowane na zaufaniu Bogu. Nie pokładać
ufności w dobrach tego świata… Co z tego, że zdeponujemy mnóstwo pieniędzy,
rozsławimy siebie w blasku medialnych kamer i poklasku tłumów…. To tylko
marność, jak mawiał pozornie niepoprawny pesymista Kohelet. Jak powiedział
Chrystus- możemy wszystko, poza jednym: nie jesteśmy wstanie dodać sobie
kolejnego dnia do własnego kalendarza. Zdecydowanie lepiej chodzić mocno po
ziemi, ale deponować skarby u góry.