W Antiochii
wielka liczba ludzi uwierzyła i nawróciła się do Pana. Wieść o tym doszła do
uszu Kościoła w Jerozolimie. Wysłano do Antiochii Barnabę. Gdy on przybył i
zobaczył działania łaski Bożej, ucieszył się i zachęcał, aby całym sercem
wytrwali przy Panu; był bowiem człowiekiem dobrym i pełnym Ducha Świętego i
wiary. Pozyskano wtedy wielką rzeszę dla Pana. Udał się też do Tarsu, aby
odszukać Szawła. A kiedy go znalazł, przyprowadził do Antiochii i przez cały
rok pracowali razem w Kościele, nauczając wielką rzeszę ludzi. W Antiochii też
po raz pierwszy nazwano uczniów chrześcijanami…
Gdybym zdobył się na odwagę spontanicznego
przeprowadzenia ankiety ulicznej z pytaniem: Co znaczy słowo chrześcijanin ?
Zapewne duża część przypadkowych ludzi miałaby problem z odpowiedzią na to pytanie, a większa część napotkanych
rozmówców próbowałaby gdzieś oscylować w temacie chrztu. Uśmiechałbym się z
lekką ironią i szeptał: blisko…, blisko, ale to jeszcze nie to. Zanim
przystąpiłem do pisania tego rozważania, przejrzałem uważnie kilka słowników-
od tych opasłych (akademickich), po filozoficznie i teologiczne rzecz jasna.
Żeby niezadowolić się tylko książkową wiedzą posurfowałem przez kilka
chrześcijańskich- wielodenominacyjnych stron. Wszędzie napotkałem zbliżoną
lub pokrywającą się odpowiedź. Chrześcijanin (łac. christnianus- znaczy tyle,
co wyznawca lub należący do Chrystusa- Boga-Człowieka). Stąd nazwa
chrześcijaństwo- chrześcijanie (gr. christnianismos,
christnianoi). Kiedy już znamy wyjaśnienie terminu „chrześcijanin”, możemy
spokojnie umiejscowić wyznawcę Chrystusa w strukturze jaką jest Kościół. Nie
można zrozumieć tego, kim jest chrześcijanin w oderwaniu od pojęcia Kościoła-
jako Wspólnoty: ludzi z krwi i kości, uczniów, wyznawców, przyjaciół, świadków
i świętych. Congar pisał: „Kościół ma sens tylko w odniesieniu do Jezusa
Chrystusa i do Ewangelii, która mówi o Nim. Wszelka interpretacja jego życia,
która od początku nie bierze pod uwagę tego odniesienia, jest niewystarczająca
i błędna… Zrozumiemy Kościół tym lepiej, im lepiej będziemy szukać i poznawać
Jego !” To pokazuje iż kamieniem węgielnym Kościoła jest właściwie sam
Chrystus. Pisze o tym wyraźnie Apostoł Piotr: „Przystępując do Niego, do żywego
Kamienia, odrzuconego wprawdzie przez ludzi, ale przez Boga wybranego i
okrytego chwałą, sami również jak żywe kamienie budujecie swój dom duchowy,
święte kapłaństwo, aby przez Jezusa Chrystusa składać ofiary duchowe, miłe Bogu
!” (1P 2,4). Greckie słowo ekklesia,
tłumaczy się jako „kościół”, pochodzi
od czasownika ekkaleo- „wzywać”.
Kościół chrześcijański jest „świętym zwołaniem”, powołanym i umiłowanym przez
Chrystusa. Wspólnotą wybraną i bezkompromisowo wybierającą Chrystusa na swojego
Pana i Zbawiciela. „Kościół nie jest jedynie sumą indywiduów. Zgromadzeni razem
członkowie Kościoła tworzą jedno ciało, niepodzielny organizm” (H. Ałfiejew).
Często pisząc lub wymawiając słowo „Kościół” myślimy tylko o instytucji- nic
bardziej mylnego i fałszującego tę bosko- ludzką strukturę. Musimy przebić się
przez ściany teologicznych konstrukcji i pozornych prostych uzasadnień. Soborowa
Konstytucja dogmatyczna Lumen gentium
wskazuje na ideę Kościoła jako sakramentu zbawienia. „Chrystus wywyższony ponad
ziemię wszystkich do siebie przyciągnął; powstawszy z martwych Ducha swego ożywiciela
zesłał na uczniów i przez Niego ustanowił Ciało swoje, którym jest Kościół,
jako powszechny sakrament zbawienia; siedząc po prawicy Ojca działa ustawicznie
w świecie, aby prowadzić ludzi do Kościoła i przezeń mocniej ich z sobą
złączyć”. W rzeczywistości Kościoła w całej rozciągłości i głębi, spełniło się
starotestamentalne proroctwo: „W ostatnich dniach wyleję Ducha mojego na
wszelkie ciało”(Dz 2, 17). Wydarzenie Pięćdziesiątnicy czyni chrześcijaństwo
wspólnotą charyzmatyczną, rewolucyjną, zmieniającą oblicze świata. „Wszyscy
otrzymali Ducha jako „zadatek” nowego eonu, do którego należy Kościół, trwając
jeszcze w starym eonie. Kościół jest początkiem „dni ostatnich”(M. Afanasjew).
Wspólnota zapowiadająca bliskość Królestwa Bożego i wypatrująca z napięciem
nadejścia Umiłowanego Oblubieńca. Bardzo wielu chrześcijanin usadawia się
niewłaściwie we wspólnocie Kościoła. Wyścig o pierwsze miejsca, zaliczenie
katechizmowych pryncypiów. Myślą o Kościele jak o formie przestrzeni „tu i
teraz” w której można sobie wypracować profity na wieczność. Wielu katolików
obsesyjnie skupia się na doktrynalnych zasadach, prawnych uwarunkowaniach i
przestrzeganiu rytuałów, zapominając o tym co najważniejsze, „że sercem
katolicyzmu jest żywe doświadczenie jedności w Chrystusie, wykraczające daleko
poza wszelkie sformułowania pojęciowe. Na skutek czego umyka naszej uwadze
fakt, że katolicyzm stanowi przedsmak i doświadczenie życia wiecznego” (T.
Merton). Kończę to rozważanie lekko prowokacyjnymi słowami Bernanosa: „Nasz
Kościół jest Kościołem świętych. Kto zbliża się doń z nieufnością, spodziewa
się, że napotka tylko zatrzaśnięte drzwi, barierki, zakratowane okna i jakąś
duchową żandarmerię… Nasz Kościół jest kościołem świętych…, cała ta potężna
aparatura mądrości, siły, prężnej dyscypliny, wspaniałości i majestatu byłaby
niczym, gdyby nie ożywiała jej miłość. Lecz letniość szuka w niej tylko
solidnego zabezpieczenia przed ryzykiem, jakie niesie Bóstwo”. Chrześcijanin i
Kościół- dwa słowa; a jednocześnie teologiczny monolit !