Od jutra rozpocznie się
nowy rok liturgiczny, jesteśmy uczestnikami pulsującego rytmu życia który
przepływa w liturgii i zmierza ku wypełnieniu wszystkiego w Bogu. W ten sposób
życie chrześcijanina, nieuchronny upływ czasu, wszystkie wydarzenia które
splatają się na dramaturgię życia, są odniesione do jednego, wyraźnie
określonego celu jakim jest przyjście Pana. Jesteśmy na wskroś przeniknięci
duchem biblijnego przepływu czasu który ma charakter linearny, dzieje które
płyną do przodu, ku określonemu celowi, wypełnione nadzieją na spotkanie kogoś
wyjątkowego. „Można powiedzieć że dzieje mają dwóch bohaterów- Boga i
człowieka. Zmierzają do ostatecznego zbawienia”. Wchodzimy w ADWENT- (od łac. adventus- przyjście, pojawienie się
monarchy, króla, zwycięskiego wodza; ma to wydarzenie odpowiednik w dwóch
ważnych słowach: parusia, epifania).
To czas radosnego a zarazem poważnego oczekiwania na przyjście Chrystusa w
wydarzeniu Wcielenia i Paruzji- czyli narodzenia; wejścia w ludzką historię,
jak również czujnego przenikniętego modlitwą wyczekiwania Jego nadejścia na
końcu czasów. Wyrażają to słowa wczesnochrześcijańskiego pisarza Nowacjana: „Jak
zapowiedział Izajasz: „Oto Panna pocznie i porodzi Syna i nazwie Go imieniem
Emmauel, co się tłumaczy: Bóg z nami”, tak samo Chrystus mówi: „Oto Ja jestem z
wami aż do skończenia świata”. Wobec tego On jest Bogiem z nami, a nawet o
wiele bardziej: On jest też w nas”. Z niezwykłą sobie subtelnością wyraża
istotę tego czasu oczekiwania ks. Pasierb: „Adwent to świt. Adwent to daleki
tłumny fryz pełen postaci i zdarzeń, nieczytelny i pozbawiony sensu, gdyby w
Betlejem za panowania cesarza Augusta w Rzymie i różnych tetrarchów w Palestynie,
nie narodziło się dziecko, któremu nadano imię Jezus, a którego matką była
Maryja. Adwent to mała izba w domu cieśli, gdzie zjawił się żonie archanioł,
którego imię Gabriel znaczy „Zwiastujący człowieka”. Adwent to pustynia, na
której widać wyniosłą postać odzianą w skórę wielbłąda. Adwent to liturgia.
Adwent to nasze życie. Adwent to nasza śmierć i nasze zmartwychwstanie. Adwent
to ostateczne przyjście Chrystusa”. To czas dopełniania się i zbliżania, czas
wzrostu i rozwoju, oczekiwania i tęsknoty. Czas przychodzenia Tego, który jest
zawsze, znajomy i nieznany. Czas ufności i radości… naszego powrotu,
hebrajskiego szub, co znaczy zmienić
się, czas proroctwa i świadectwa…” Przez cztery niedziele adwentu będziemy
przygotować się na te jakże podniosłe wydarzenia. Będziemy zapalać poszczególne
świece na wieńcu uplecionym z sosny lub jodły, aby odmierzać czas nadejścia
Pana. Wieniec w swojej głębokiej symbolice odsyła nas do drzewa jako symbolu
życia ludzkiego czy gałązek, które w cieple domu pozostawały zielone lub
rozkwitały. Symbolika adwentowego wieńca jest wielowarstwowa, polifoniczna. Cztery
świece zakomponowane na wieńcu wskazują na stopniowe zbliżanie się do
Prawdziwej Światłości- Jezusa Chrystusa. Zielone gałązki jak zostało już
wcześniej wspomniane to znak żywej wspólnoty, przenikniętej dojrzewającym życiem.
Wieniec zatem stanowi czytelny znak nadziei, że zwycięstwo nie należy do
ciemności, lecz do życia. Chrystus jest Słońcem które nigdy nie zachodzi. Jak
mamy właściwie przeżyć ten czas ? Przede wszystkim w spokoju i radości serca…Nie
pozwólmy się ogarnąć tym wszystkim świecidełkom które będą wodziły nasz wzrok i
opróżniały portfele z pieniędzy. Niech to będzie czas duchowego wzrostu,
czujności i odważnego świadectwa w przepowiadaniu bliskości Boga do człowieka.
Mamy nieść Jezusa wraz z Maryją, po to, aby nasze życie zostało wypełnione
światłem… Mamy Go począć duchowo, aby wejść w kontemplację cudownej bliskości
Boga który przychodzi aby przemienić i przebóstwić „Bóg staje się człowiekiem
aby człowiek mógł stać się uczestnikiem boskiej natury”. Najważniejsze to mamy
zachować czujność serca, aby nic i nikt nie wyprowadził nas z równowagi. Dobrze
to wyraził o. Pelanowski: „Czuwanie, do którego wzywa Jezus ludzi, wyraża się
nie tylko w tym, by czuwać nad własnymi pokusami i uprzedzać je, wyznając Bogu.
Czuwanie to nie tylko unikanie miejsc i osób, czy sytuacji, w których na pewno
nie potrafilibyśmy oprzeć się grzechom. Nie dotyczy też jedynie troski o to, by
inni nie pogrążyli się w bagnie demoralizacji, i miłosiernego ratowaniu ich z
dna. Jest jeszcze trzeci rodzaj czuwania, dzięki któremu człowiek przygląda się
tym wszystkim wewnętrznym procesom duchowym, uczuciowym, mentalnym,
psychicznym, które w nas się dokonują, aby nas nie popchnęły na manowce życia
duchowego”. Należy zmobilizować się wewnętrznie aby dokonało się nasze
wewnętrzne przeobrażenie, abyśmy przez zderzenie z prawdą o sobie, dostrzegli
czas nawiedzenia Boga. Jezus nie mówi: „bądźcie spokojni” lecz „Uważajcie”. Nie
mówi nam abyśmy odnotowali sobie wszystko skrupulatnie w kalendarzu naszego
telefonu. Ciche kroki nadchodzącej osoby nie pozwolą nam zasnąć, mamy wsłuchać
się w szept Boga i spoglądać w światło zapalanych świec, które będzie coraz
intensywniejsze wraz z temperaturą naszej duszy. Bóg będzie przychodził w
każdej chwili…w delikatnych impulsach serca. Żeby się tylko nieokazało że
jesteśmy zbytnio zajęci sobą. Dzisiaj wielu ludzi nie potrafi już czekać.
Wykreślili adwent ze swoich kalendarzy, żyją szybko i intensywnie w oczekiwaniu
na prezenty i świąteczne promocje. Brakuje nam tęsknoty za Bogiem. Świat
oszalał w tej afirmacji siebie. Samotny człowiek przemierza ulice miasta i
tęskni za rzeczami które są nie możliwe, dalekie i alienujące. Pozwólmy sobie
na tęsknotę za Bogiem. Exupery napisał znane słowa: „Jeśli chcesz zbudować
statek, naucz ludzi tęsknoty za odległymi morzami”. W tęsknocie znajduje się
niewypowiedziana siła, która nas uzdalnia aby skutecznie ominąć te wszystkie
fałszywe pragnienia. Zapytajmy siebie o naszą najgłębszą tęsknotę...Bóg za mną
tęskni, czy ja potrafię zatęsknić za Nim ? To zadanie na adwent…odwagi !