Jezus,
przyszedłszy do swego rodzinnego miasta, nauczał ich w synagodze, tak że byli
zdumieni i pytali: „Skąd u Niego ta mądrość i cuda? Czyż nie jest On synem
cieśli? Czy Jego Matce nie jest na imię Miriam, a Jego braciom Jakub, Józef,
Szymon i Juda? Także Jego siostry czy nie żyją wszystkie u nas? Skądże więc ma
to wszystko?” I powątpiewali o Nim. A Jezus rzekł do nich: „Tylko w swojej
ojczyźnie i w swoim domu może być prorok lekceważony”. I niewiele zdziałał tam
cudów z powodu ich niedowiarstwa.
Pamiętam jak w czasie
studiów teologicznych mieliśmy w ciągu roku momenty, kiedy można było pojechać
i odwiedzić dom rodzinny. Wracałem z radością do rodzinnego miasta (marząc o
jajecznicy i ruskich pierogach mojej mamy), zawsze po długiej nieobecności
śledziłem uważnie, co takiego się zmieniło, jacy są ludzie, czy miejsca które
były dla mnie ważne od dzieciństwa, nie zatraciły swojej wyjątkowości. Człowiek
nosi w sobie mnóstwo wspomnień, one żyją i do nich się powraca. Najtrudniejsze
zawsze były rozmowy z rodziną i znajomymi, o wierze, życiu…, najtrudniej
przekonuje się bliskie osoby, mówiąc im o swoim doświadczeniu wiary. Łatwiej głosi
się Ewangelię przypadkowo napotkanym ludziom- obcym; znajomi są bardziej
niechętni, podejrzliwi, szukają zawsze tego drugiego dna. Chrystus spotkał się z
o wiele większym niezrozumieniem i odrzuceniem. Środowisko w którym wzrastał,
okazało się bardzo rozczarowujące. Wielu fascynowała nauka którą głosił, ale to
był płytki zachwyt na poziomie intelektu; nie potrafili pójść dalej. Nie
potrafili uznać Go za Mesjasza, to całkowicie przekraczało ich możliwości. „Wszyscy
w mieście Go znają. Wiedzą skąd pochodzi. Żył bez zarzutu, ale skromnie, bez
nadzwyczajności. Był jednym z nich. Widzieli jak bawił się na placu. Jak
przechodził z belką na ramieniu. Cieśla, nic ponadto… Pracował jak
wszyscy. Pocił się jak wszyscy. Skąd
więc te roszczenia ?” Mesjasz , to jakiś absurd ! Dla nich wyobrażenie mesjasza
wiązało się z dostojeństwem, władzą, siłą która mogłaby wyswobodzić ich, od
dominacji okupanta. Nie chcą takiego mesjasza, ponieważ nie odpowiada ich
ciasnym wyobrażeniom. Nie mają wiary, że Bóg w tym człowieku może wyrazić
największą swoją siłę, jaką jest miłość. Miłość jest czymś o wiele większym niż
splendor, czy militarna potęga. Czasami chrześcijanie zachowują się podobnie do
mieszkańców Nazaretu. Znamy Chrystusa, ale nie potrafimy Go rozpoznać. „Nasza
odmowa przyjęcia dotyczy Boga wcielonego. Jest to odmowa widzenia Boga
objawionego w człowieku”.